wtorek, 19 marca 2013

Z głową w chmurach. Week 11. 365 Project.

Ciąg dalszy bujania w obłokach.
Cały tydzień przechodziłam jak na skrzydłach.
Byliście kiedyś tak niesamowicie szczęśliwi, że każda komórka waszego ciała ma ochote wybuchnąć szczęściem? 
Ja od niedzieli chodzę jak tykająca szczerząca się do wszystkich bomba
Na dodatek niewyspana bomba, bo nie mogłam spać z tej ekscytacji.
Ogladąm zdjęcia z lotu i analizuję każdą sekudnę, każdy zakręt, każdy moment w tym samolocie.
I wewnętrznie krzyczę ze szczęścia.
Nigdy przenigdy nie czułam czegoś takiego!
Cudowne uczucie! 

Pure happiness.
Dlatego nie mogłam tego tak zostawić i podjęłam decyzję, że muszę lecieć jeszcze raz.
Muszę, bo inaczej się uduszę :)
Ale od początku...
A raczej od poniedziałku:

70/365
Jedno dziecie na chińskim, drugie ze mną.
Na dworze wiosna w pełni: 28stopni.
Takkkk, czuje tą pogodową nienawiść od wszystkich odśnieżających te góry śniegu w tym samym czasie w Polsce...
Młoda w czasie jak Młody jest na zajęciach musi odrabiać lekcje.
Do biblioteki nie lubi chodzić, w samochodzie nie wygodnie, więc tak nam jakoś wyszło, że zawsze jedziemy do Starbucksa. 
Ja sączę kawę a ona robi zadania domowe i potem sobie plotkujemy.
Zazwyczaj bierzemy ogromną gorącą czekoladę albo jak jest za ciepło to coś mrożonego bezkofeinowego.
Taka nasza babska chwila :)

 



71/365
Od trzech tygodni chodzę na zajęcia do adult school.
3 godziny dziennie przez 4 dni
Poziom masakrycznie niski, ludzie średnio gadają po angielsku, ale muszę przyznać, że facet, który nas uczy świetnie prowadzi zajęcia.
Więc jakoś to leci.
Jeszcze tylko w tym tygodniu pochodzę i zrezygnuję, bo będę miała już brakujące 30h.
Siedzę w ławce z samymi koreańczykami.
I miałam szczęście w wybieraniu miejsca, bo siedzi koło mnie babka, która mówi najpłynniej z całej 40 osobowej klasy.
Mieszka trochę tutaj a trochę w Korei i to w dzielnicy Gangam, którą pewnie wszyscy kojarzą z piosenki.
I codziennie mi opowiada o tym jak wygląda tam życie, co Koreańczycy robią, jedzą itp.
Chyba nie muszę mówić, że całkowicie mnie zachęciła, żeby tam pojechać :)
No i kiedyś mi pokazała rzeczy, które szyje w wolnym czasie i zachwycałam się bardzo jej wyszywankami z kotami.
I przychodzę dzisiaj na zajęcia a ona wyciąga dla mnie podkładki pod kubki z kocurami!
Cudna jest ta strona materiału alla gazeta.
Przywiozła go z Korei i jak jej powiedziałam, że też umiem szyć i gdybym miała ten wzór, to już widzę jak szyję sobie z tego torbę albo pokrowiec na telefon, to na drugi dzień przyniosła mi cały kawałek tego materiału.
Przemiła babka :)


72/365
Jedną z ciekawostek, którą można zaobserwować jeżdżąc z dzieciakami na ich mecze czy to piłki nożnej czy baseballa to MatkiKibicki.
Typowa AmerykańskaMatka Kibicka ulokowana jest zaraz za boiskiem. 
Zazwyczaj siada w stadzie innych AMK.
Obowiązkowy element: składane krzesełko.
Zawsze.
Można je zwinąć w mała, wąską tubę i wsadzić do malutkiej markowej torebeczki.
Do tego w ręku dzierżą mrożone kawy lub miliony bidonów z wodą.
Kiedy już usiądą w swoim zaufanym kręgu to trajkotaja śpiewnymi głosikami i plotkują o tym co /kto/gdzie/za ile.
I nie daj boże ich dziecko akurat dostaje pilke!
Wtedy  robią się mega agresywne i dra się takim basem, że porządny stadionowy kibol by się nie powstydził.
Podrywają się z krzesełek, podbiegają to krat i krzycząąąąąą@%#@%@$, wrzeszcząąąąąąą$%#^%^%@#  YOU GOOO BOY!!! SHOW THEMMMMM!! YEAHHH YOU GOT IT!!!! GOOOD JOBBBB!!! MOM IS SOOOOOOOOOOOOOO PROUD!! YEAHH THATS MY BOYYYY!!
......
A kiedy dziecko straci piłkę, MatkaKibicka spuszcza z tonu, poprawia rozwichrzony włos i truptem wraca do swojego kręgu.
 I tak przez cały mecz.
W tym czasie AmericanDads stoją w rządku zaraz za trenerem, ręce założone na krzyż na piersiach...
i patrzą...
i analizują.....
i zero emocji.... 
na końcu tylko poklepią latorośl po ramieniu/plecach/głowie " GOOD JOB SON".
I byle do następnego meczu.



73/365
UWAGA: jak ktoś się panicznie boi pająków to radzę ominąć to zdjęcie..

A więc przybyło nam nowe zwierzątko.
Trochę z przymusu.
Wracam w czwartek z siłowni a Młode biegną i krzyczą : " Aniaaaa we have a surpriseee, you need to see it!!"
Parę razy już mnie tak wkręcali w oglądanie pająków, bo wiedzą, że nie przepadam i mają radochę jak uciekam.
Ale tym razem prowadzą mnie do living roomu, to myślę a może jakiś art project czy coś.
Kazali mi zamknąć oczy i idziemy... 
Podchodzimy do kominka i mówią "open your eyesss"
Otwieram oczy i wrzask!!
W takim dużym przezroczystym koszyku, na kominku zapiernicza w kółko pająk.
I to nie byle jaki.
Obrzydliwy, wielki jak pół ręki, z obrzydliwymi nogami, obrzydliwym tułowiem i obrzydliwie sobie biega dookoła.
Odkoczyłam na dwa metry i się pytam skąd to, jak to tu i jak długo ma tu zamiar zostać!??!!
Hostka tylko przewróciła oczami i powiedziała, że chciała go złapać jak sprzątała, bo myślała, ze to jeden ze sztucznych pająków Młodego.
Ale, że się zaczął ruszać to go hyc, bo takiego jeszcze nie widziała i chciała go zanieść do szkoły Młodych, żeby zapytać się co to za jeden.
Super...jeszcze tu będzie nocował!
A w nocy pewnie przegryzie siatkę i ucieknie!
Poszłam do siebie do pokoju i obejrzałam wszystkie ściany i całą pogodą czy aby gad nie przyprowadził całej rodziny..
Siedzę, wzdrygam się, że fujj paskudztwo, ale po chwili myślę...kurczę..no takiego pająka to jeszcze nie widziałam..i pewnie nie będę miała okazji zobaczyć..szkoda by go nie obejrzeć.
I jednak ciekawość zwyciężyła.
Wzięłam telefon i poszłam do góry zrobić mu zdjęcie.
O kobietoo szalonoo!!
Podeszłam tak na metr, popatrzyłam, wyciągnęłam rękę, zoom na maxa  i pstryk.
Przepraszam za jakość, ale telefonem robione.
 


 
74/365
Dzień rozpoczęłam od krzyknięcia z dołu : PAJĄK UCIEKŁ CZY SIEDZI NADAL W KOSZYKU????
Nadal siedzi.
Więc poszłam się przywitać i obejrzeć gada, ale siedział bardzo wysuszony, przestraszony i zwinięty w kuleczkę.
A host jak się bał, hahaha cały salon obchodził z daleka.
Hostka stwierdziła, że po obejrzeniu zdjęć w necie jest prawie pewna, że jest to malutka tarantulka.
Uroczo.
Pamiętam, że dwa lata temu nawet ulotki u nas na wzgórzu wsiały, że jest sezon na tarantule i trzeba uważać.
Myślałam, że to żart.
A teraz chyba sama zacznę te plakaty rozwieszać..
Z przyjemniejszych rzeczy to zabrałam dziś moje małpiszony do ZOO w SanFrancisco.
Szybka rundka, oglądamy zwierzątka, przejazd ciuchcią, gift shop po magnesik i do domu.
Bo wieczorem wybrałam się do teatru.
Poszłam nakarmić moją musicalową rock'n'rollową duszę.
Od momentu kiedy zobaczyłam, że do SF przyjeżdża musical: The Jersey Boys, wiedziałam, że muszę na niego iść.
Dlaczego?
Bo opowiada on historię Frankie Valli & Four Seasons.
Więszości na pewno to nic nie mówi, więc już tłumaczę.
Jest to zespół, który był mega sensacją w latach 60tych i nagrał między innymi te przeboje:
np znana z Dirty Dancing: "Big Girls Don't Cry" http://www.youtube.com/watch?v=QzIcXZPtc18
albo na pewno znacie: http://www.youtube.com/watch?v=LcJm1pOswfM , którą swojego czasu śpiewał Frank Sinatra.
i kolejna: "Sherry" http://www.youtube.com/watch?v=AapxXRlsdwA

Jak już wcześniej wspomniałam mam bzika na punkcie muzyki z lat 50'-60' w stylu Elvis i spółka.
Przez trzy godziny tego rewelacyjnego musicalu ledwo mogłam usiedzieć na miejscu.
Znałam wszystkie piosenki i miałam ochotę wstać i zacząć tanczyć!
Spektakl był RE WE LA CYJ NY!!!
Mogłabym iść go obejrzeć jeszcze milion razy!
Kiedy kurtyna opadła zrobiło mi się dziwnie cicho i pusto.
Nagle wszyscy zaczęli dzwonić, gadać przez telefon, wyciągać ipady i PUFFF magia lat 60tych prysła.
Welcome back to 2013.
Mamoo jak ja bym chciała przenieść się w tamte czasy!
Mieć tak akurat 20 parę lat kiedy cały rock'n'roll się zaczynał.ahh!!





A na koniec jeszcze ciekawostka: na pewno kojarzycie aktora Joe Pesci - ochroniarza z Kevin sam w domu ? Miał on bardzo duży udział w tworzeniu zespołu.
No a tutaj świetny trailer musicalu:




75/365
Mówiłam, że polecę drugi raz?
Mówiłam!
I  poleciałam!
Dziś o 15.30 miałam drugi lot.
Tym razem kupiłam normalna, godzinną lekcję, na którą dostałam zniżkę po porzednim locie.
Post o tym już jest gotowy, ale najpierw dodaję ten dzisiejszy z 365 Project.
Powiem tylko tyle, że na ziemię wróciłam jeszcze bardziej zakochana w lataniu i w TopGunie.
Anka wariatka.
Jeśli jakimś cudem zostaną mi jeszcze jakieś dolary w portfelu na koniec pobytu tutaj, to idę na trzecią lekcję!





76/365
Ciężko było wrócić na ziemię.
Byłam na siebie trochę zła, że taki cykor ze mnie i nie zaprosiłam go na kawę czy dinner wczoraj.
Ale taka to już ze mnie AnkaCiapa.
Wolny Elektron.
Więc gdzie mi tam faceta gdzieś wyciągać.
Zresztą z czym do ludzi.
Taka Anka.
No nic.
Może w następnym wcieleniu.
Póki co dziś wybrałam się też trochę wyżej niż zazwyczaj.
Pojechałam z Jo na wzgórze Twin Peaks z którego widać całe SF i East Bay.
Pogoda była cudna!
Następnie zachciało nam się kawki i przejechałyśmy sobie mostem Golden Gate na drugą stronę, do Sausalito, o którym pisałam tutaj:  http://bliskodosanfrancisco.blogspot.com/2012/04/po-drugiej-stronie-mostu.html
I od tego czasu nic się tam nie zmieniło.
Dzień nam minął super leniwie, spokojnie i słonecznie.
Tego mi było trzeba po tych wszystkich lotnych, ulotnych przygodach.
A tu  jakaś taka Anka zasłania piękną panoramę San Francisco.

tu na murze leży leń, w chmurach buja cały dzień....
 

11 komentarzy:

  1. uwielbiam te Twoje zdjęcia z 365 projektu :)

    OdpowiedzUsuń
  2. nie wiem czy ktoś robił lepszy 365 project niż Ty, serio :D Każdy Twój dzień jest inny i czymś zaskakuje:D

    OdpowiedzUsuń
  3. Zgadzam się z Angelą :D

    A ten pająk... chyba bym na zawał zeszła!

    OdpowiedzUsuń
  4. Może leń, ale jaki ładny. :) Przesyłam gdyńskie buziaki!

    OdpowiedzUsuń
  5. Zgadzam się z poprzedniczkami! Uwielbiam ;>
    Te zdjęcie pająka straszne...brrr... Taki tam sezon na tarantule.. o.O Nie zasnęłabym nawet na 5 minut! :O
    Pozdrawiam z Gdańska ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. dzięki :) staram się :D chociaż czasem dni są takie nudneeeeeee, że nie wiem czy w ogóle jakieś zdjęcie będzie :P

    OdpowiedzUsuń
  7. Że też tak późno Twój blog dodałam do listy blogów au pair! A jest tu co czytać :) I właśnie moim marzeniem jest pojechać do Californii :)
    Jeszcze mam małą prośbę o zamieszczenie buttonu gdzieś na blogu - wszystko co i jak jest wytłumaczone w zakładce "jak dołączyć" - http://blogi-au-pair.blogspot.co.uk/

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  8. Jezu, tarantula?! Matko Boska, podziwiam, ja bym zamordowała od razu! Super, że tak sobie latasz, to dopiero musi być uczucie :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Byłam w trakcie pisania do Ciebie wiadomość kiedy dostałam powiadomienie o Twoim komentarzu :P
    Jeśli tylko znajdziesz czas to BARDZO BARDZO chętnie. Będę w SF niestety tylko 2 dni. Od 4-5.04.
    Nadrabiając zaległości na blogach widzę, że jak się nam uda spotkać to cała nasza rozmowa będzie podporządkowana tylko jednemu: lataniu i samolotom :)
    zaraz dokończę maila :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ładny widok z tego muru i spora wysokość, prawie głowa w chmurach ;)

    OdpowiedzUsuń