Mój lot był wczoraj i od tego czasu wpatruję się w zdjęcia, gdzie siedzę za sterami samolotu i nie mogę uwierzyć, że to naprawdę ja go pilotowałam.
Skąd się wzięłam w tym samolocie nad SF?
Pierwsi rok temu polecieli tak moi znajomi.
Byli zachwyceni i z ich opowieści utknęło w pamięci: lecieliśmy nad San Francisco i nad Golden Gate.
Niemożliwe.
Ja też chcę.
Ale jak na złość nigdzie na Grouponach/ LivingSocial itp nie było promocji na ten lot.
Były w innych szkołach, po stronie East Bay, czyli nici z latania nad zatoką.
Jednak cierpliwość się opłaciła i w końcu pojawiłą sie oferta na tą właśnie szkołę.
I na lot nad miastem.
Kupiłam w sekundę.
50% off: 150$ zamiast 300$.
Teraz pozostało tylko czatowanie na dobrą pogodę.
Bo SF jest nieprzewidywalne.
Pogoda zmienia się tam co 10 minut.
A mgła zaskakuje w namniej spodziewanych momentach.
W końcu wyliczyłam pogodę, posprawdzałam na milionach stron i bach, umówiłam się: niedziela, 10 marzec, godz15.00.
Razem ze mną pojechała Patrycja, bo mogłam zabrać pasażera za 50$.
Dojechałyśmy na lotnisko, wchodzimy do biura i tylko mówię do Patrycji: oby instruktor był stary, bo jak przystojny to będzie rozpraszał...
I udało się. Wyszedł taki StarszyPanInstruktor.
Z uśmiechem, rzucił żarcik, dał do wypełnienia formularz.
Że lecę na własną odpowiedzialność....
Że śmierć...
Że jak samolot spadnie..
Że spadochron i takie tam.
"I teraz panią pilot zapraszamy do symulatora.."
Simulator Room wyglądał tak:
Ja jako pilot siedziałam po lewej stronie.
Wszystkie guziczki, pstryczki, dyndadełka działały tak samo jak w prawdziwym samolocie.
Na ekranach był widok dokładnie taki, nad jakim będę leciała.
Każdy pagórek, ulica, zatoka.
Jak już rozmościłam się na fotelu (musiałam siedzieć na poduszce, bo taki kurdupel jestem..) Instruktor zaczął pokazywać wszystkie ikonki i mówić, która jest do czego, na co ja mam patrzeć i czego nie dotykać.
Wymiękłam dopiero jak kazał mi przeliczać na jakiej wyskości jesteśmy.
Po pierwsze primo: ja i matematyka- no nie za bardzo razem działamy.
A po drugie primo: gdzie mi tu w tych stopach, feetach mówi, jak ja z normlanego kraju jestem i mamy kilometry i metry.
Więc grzeczenie odpowiedziałam, że pardon, ale ja tego nie przeliczę, bo nie znam się na tych jednostkach.
Całkowicie zrozumiał.
Poopowiadał jeszcze trochę i mówi: no to teraz startujesz.
Najpierw pedałami krążenie po płycie lotniska, potem ustawienie się na środku do startu.
Moc na ful, kierownica do siebie i lecim.
Nawet na tym symulatorze robiło to wrażenie!
Instruktor cały czas mówił na co mam patrzeć, w jakim kierunku jecieć, i ile stopni skręcać.
Tempo tego lotu było oczywiście dokładnie takie samo jak tempo rzeczywistego lotu.
"Dolecieliśmy" do sztucznego SF, zakręciłam i teraz lądowanie....i weź tu traf w taki malutki pas...
A on na dodatek siedzi i mówi: masz tak wylądować, żeby mi się martini nie wylało..
No i udało się.
W nagrodę dostałam kolejną planszę, tym razem lądowanie nocą.
Też się udało, ale było dużo trudniej.
Spytał się czy chce jeszcze raz, a ja OF COURSE!!
I wtedy zrobił niezły numer, bo włączył mi symulację lądowania na lotniskowcu.
A żeby bylo jeszcze śmieszniej puścił w tle muzykę z "Top Gun"....
Rewelacja!
No to lecę, lecę i nie doleciałam...
Konkretniej to nie wylądowałam.
Bo ten statek na symulatorze sie bujał, jakiś wiatr mi mocny włączył i jak przywaliłam w stojące na pokładzie inne samoloty to aż sie kurzyło!
Podróż zakończyłam w oceanie.
Czyli wodowanie również zaliczone.
I to był koniec zabawy na komputerach.
Teraz trzeba było tylko poczekać na naszą kolej na latanie.
Poleciałam do łazienki, wracam a tam stoi wysoki, napakowany, aczkolwiek przystojny, facet i patrzy się na mnie, wyciąga rękę i: "witamy Panią Pilot, to Ty będziesz dziś lecieć"
Moja szczęka była gdzieś na podłodze...
A mówiłam, że ma nie być fajny, bo sie nie skupię!!!!!!
I masz no!
I tak truptamy za TopGun'em jak te cielątka na płytę lotniska.
Wsiedliśmy do samochodu i podwiozł nas pod samolot, którym będziemy lecieć.
Po drodze gadka szmatka o pogodzie, o chmurkach, o słoneczku i że widoczność dziś cudowna.
Zanim wsiedliśmy do samolotu TopGun obszedł ze mną całą maszynę, mówił co i jak działa.
Że jak to skrzydełko tu, to wiatr tam a samolot w górę hop i inne prawa fizyki, że jakiś opór powietrza, że siła wznosi, wynosi....
...nie miałam pojęcia o czym mówił.
W końcu wpakował nas do samolotu.
Ciasne to maleństwo jak nie wiem co.
Tablica z guzikami, że się wyrażę: dużo mnie zaawansowania technicznie, ale dzięki symulatorowi szybciutko zlokalizowałam najwazniejsze wskaźniki i gdzie mam patrzeć.
Zapieliśmy pasy, założyliśmy słuchawki, żeby się słyszeć, Pati z tyłu ściśnięta zaczęła się modlić i ruszyliśmy....
TopGun zaczął procedurę sprawdzania czy wszystko jest włączone, działa itp i zaczął nadawać do wieży, że uwaga Anka będzie lecieć i czy mamy pozowolenie na wjazd na pas.
Wszystko co on mówił i ci na wieży słyszałam w swoich słuchawkach.
Na początku baaaardzo ciężko były zrozumieć co oni tam brzęczą przez te fale radiowe, ale po jakimś czasie już wyłapywałam najważniejsze info.
No i teraz Anko kołuj na tym lotnisku to startu!
Okazało się, że jest to sto razy łatwiejsze niż na symulatorze.
Jadę i jadę, Top Gun mnie chwali, że bardzo ładnie, a ja puchnę z dumy.
W końcu dojechaliśmy do pasa startowego, stoimy przodem i pada komenda: moc na full i do góryyyyyy!!!!!!
No to grzecznie moc dałam na full i tak jak na filmach: ciągnę kierownicę do siebie i nagle: LECĘ!!!
Autentycznie lecę!!!!
Podniosłam samolot do góry!!!
Sama.
On trzymał ręcę na dashboard.
Mówił mi tylko: wyrównaj, skręć 10stopni, dziób w dół, zmniejsz moc.
I potem zaczął nadawać do wieży, że wylecieliśmy, jaki mamy target itp.
A ja dalej lecę!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Wlecieliśmy na porządaną wysokość, wyrównaliśmy i miałam okazję się chwilę porozglądać.
Potem usłyszałam w słuchawkach, że mam skręcić 30 stopni.
30 stopni na kartce w zeszycie od geometrii nie wygląda groźnie, ale jak przechylasz samolot pod takim kątem to ma się wrażenie, że leci się pod kątem 90st i zaraz się wypadnie.
Rewelacja!!
Potem skręciłam tak jeszcze dwa razy.
Rewelacja!!
Pod nami był taki widok:
Tutaj Golden Gate Park. Większy od Central Parku.
I nasz cel: Golden Gate.
Pogoda była tak cudna, że było widać każdy najmniejszy detal.
I stało się to o czym marzyłam: przeleciałam sama nad Golden Gate Bridge.
Ja.
Nad najsłynniejszym mostem na świecie.
W tym czasie gdzieś tam na dole ludzie sobie spacerowali, patrzyli w górę i mówili: o zobacz, ktoś leci nad mostem.
A tym "ktosiem" byłam ja.
JA!!
Nie mogłam w to uwierzyć!
A TopGun w tym czasie siedział spokojnie obok, ładnie pachniał i chwalił mnie za skręcanie i delikatne prowadzenie samolotu z wyczuciem.
Alcatraz z góry:
Widok na całe SF:
I na East Bay, autostradę i A's baseball field.
Zapomniałam jeszcze napisać, że jak startowałam to nade mną przeleciał wielki Boeing, a pode mną jakiś inny mały samolocik.
Szaleństwo!
No więc lecimy lądować.
TopGun melduje wieży, że CharlieAlfa ready to land i zniżamy się...
i zniżamy..
i zniża
aa
aaa
aaaamy się.
I pyk.
Wylądowałam.
I to tak, że TopGun, aż krzyknął z wrażenia i klepnął mnie w ramię : WOW,AWESOME LANDING!!!!
GREAT!!! SO SMOOTH!!!
Potem on już przejął stery, gdyż musieliśmy uciekać z pasa, bo następni już lądowali i trzeba było szybko na nasze miejsce dojechać.
Kiedy wysiedliśmy z samolotu i wysiadłam na płytę lotniska zaczęłam skakać jak małe dziecko: I WANNA DO IT AGAIN!! I WANNA DO IT AGAIN!!!
Najchętniej nie wysiadałabym wcale.
Mogłabym tak jeszcze lecieeeeć i lecieććć.
TopGun ogarniał samolot a ja skakałam dookoła i zagadywałam go o różne lotnicze pierdoły, mówiąc co drugie słowo: awesome, amazing, beautiful i I wanna fly again.
Oczywiście wszystko okraszone moim wyszczerzonym, podjaranym uśmiechem po tym co się własnie wydarzyło.
Między innymi spytałam go ile już lata, kiedy i jak zaczął.
Wtedy odwrócił się do mnie, spojrzał i powiedział : "zacząłem dokładnie tak jak ty..." i uśmiechnął się w stylu widzę-jak-się-nakręciłaś-miałem- to-samo.
O mamoo.
Marry me!
Potem dodał, że właśnie po takiej jednej zwykłej lekcji tak się wkręcił, że zdał szybko licencję i teraz robi to co kocha, bo jego praca polega na lataniu.
Na koniec był uścisk dłoni, gratulacje za udany lot i pojechaliśmy z powrotem do biura.
Tam wypisał mi certyfikat poświadczający, że odbyłam swoją pierwszą lekcję i lot.
Do tego dostałam książeczkę, w którą wpisał dzisiejszy lot i jeśli np za 10 lat zamarzy mi się zrobienie licencji pilota to będzie mi się to liczyło do wylatanych godzin.
Wow, wow i jeszcze raz wow.
Kiedy opuściłyśmy już lotnisko wciąż nie mogłam uwierzyć w to, co się przed chwilą stało.
Jedyne co powtarzałam w kółko to: O JAAAAA, O JAAAAAA, O JAAA.
Wytrzeszcz miałam taki, że aż mnie czoło bolało.
A podeksytowana byłam tak bardzo, że w nocy nie mogłam zasnąć.
Udało mi się dopiero po 2.00.
I oglądam te zdjęcia i dalej nie wierzę.
TO było najcudowniejsze uczucie na świecie.
A najbardziej zdzwiło mnie to, że w momencie w którym wsiadłam do tego samolotu, niesamowicie się wyciszyłam.
Nie miałam ani ściśniętego żołądka, ani ręce mi się nie trzęsły, nic!
Byłam oazą spokoju.
Ani przez sekundę się nie zestresowałam.
Zadziwiłam samą siebie.
Jestem pewna, że nie był to mój ostatni lot.
Licencja pilota jest oczywiściem poza zasięgiem zarówno finansowym, jak i fizyczno-matematycznym, bo mój humanistyczny mózg raczej tego nie ogarnie..
Ale na pewno kiedyś jeszcze polecę!
"Ladies and Gentlemen, this is your Captain Anna speaking and on behalf of all of us at PannaAnna Airlines we'd like to thank you for flying with us today. I hope you enjoyed your flight."
Widzicie ten uśmiech? Tak wygląda najszczęśliwsza osoba na świecie :D
O kurcze, ależ ci zazdroszcze tego latania *_* SF wygląda niezwykle zabawnie z góry, jak odrysowane od linijek ;D
OdpowiedzUsuńwow , totalnie niesamowite! Widoki nie z tej ziemii :D zazdroszczę !
OdpowiedzUsuńI właśnie dlatego wracamy (I hope so) do US, miejsca gdzie spełniają się marzenia i to od razu tak w wielkim stylu:))) Gratulacje!
OdpowiedzUsuńZazdroszczę zazdroszczę zazdroszczę ! i podziwiam! :)
OdpowiedzUsuńWOW ale ci zazdroszczę !!!! To musiało być niesamowite :D
OdpowiedzUsuńJejku, niesamowite widoki *.* !!!
OdpowiedzUsuńTrzeba przyznać, że pogoda Ci się trafiła :D
Niesamowite przeżycia! To świetne, że udało Ci się spełnić marzenie :D
OdpowiedzUsuńAaaaaaale pięknie! I jak fantastycznie widać na niektórych zdjęciach pagórki w mieście, jak domy na nich fajnie "rosną". Niesamowite! Zazdroszczę :D
OdpowiedzUsuńwow , ja sie boje latac samolototem nawet z super doswiadczonym pilotem a gdybym miala sama pilotowac? never :D
OdpowiedzUsuńpodziwiam odwagi :)
Jesteś NIESAMOWITA! Co za odwaga!:) Brawo :)
OdpowiedzUsuńWidoki cudowne... Przygoda życia (;
woooooooooooow! :D super sprawa !! :D
OdpowiedzUsuńile trwał Twój lot?;)
szkolenie: godzinę i lot też godzinę :)
Usuńjezu musiało byc pieknie !!!!!!!! powodzenia :)
OdpowiedzUsuńPogoda cudowna więc świetnie Ci się udało :)
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wrażeń! I masz rację działaj jak najwięcej a to pozwoli Ci na bycie szczęślową w tych ostatnich tygodniach bycia au pair ;)
NIESAMOWITE! :O Też chcę! :D Co za widok, co za przeżycie! Cu - do - wne ;D
OdpowiedzUsuńkurcze!
OdpowiedzUsuńsiedzę w Starbucksie i szczerzę się do ekranu przez caaaaały Twój post.
nie mogę się doczekać, aż w końcu dotrę tam, do SF!
Jesteś suuuuper!
dzięki :) to kiedy wpadasz do SF?
Usuń: DDDDDDDDDDDDDDD
OdpowiedzUsuńto wszystko co mogę napisać : DDDDDDDDDD
ale supeer! : D
Wow, ale przeżycie, że też się nie bałaś! Nie mogę uwierzyć,że po godzince na symulatorze, wystartowałaś, polatałaś i wylądowałaś (co chyba najtrudniejsze)!Kurcze jak to opisałaś, to wydaje się tak łatwe i przyjemne,że ja nie wiem co Ci piloci tyle czasu w tych szkołach robią! heh :P
OdpowiedzUsuńSuper!
Basia- pamiętaj, że to on robił większość- tzn kontrolował milion tych guziczków, ustawienia jakiś tam skrzydełek, czujników itp. ja musiałam tylko patrzeć w trzy wskaźniki, podnieść ten samolot, trzymać go w poziomie, ładnie skręcać no i wylądować. ale to on wszystko ustawiał. Ale chrzanić to- i tak ma się uczucie, że to Ty jesteś in charge :D i to się liczy :P on mógły ten samolot nawet pchać a i tak bym się ekscytowała :P ale faktem jest, że nie bałam się nic! :D
OdpowiedzUsuńNo tak (dopiero bym się zdziwiła jakby koleś sobie chillował i na nic nie spoglądał haha ) ale no i tak odwaliłaś kawał dobrej roboty :) I gratulacje za odwage, może i ja kiedyś się odważę? Chociaż wnioskując po tym,że na pierwszej lekcji prawa jazdy walnęłam w barierkę nie wiem czy to dobry pomysł... haha :D
UsuńPokazałaś nam miasto z pięknej perspektywy !! :)
OdpowiedzUsuńkurczękurczękurczę niesamowita dziewczyna, kopara opada!
OdpowiedzUsuńI wanna fly fly high with you baby
a kiedy konie? tego też zazdroszczę, jeżdżę od kilku lat, ale od zawsze marzył mi się galop brzegiem morza, najlepiej jeszcze na oklep (póki co marzenie niezrealizowane).
Konie jak dobrze pójdzie to w niedziele :) tylko chyba nie pozwolą nam wjechać do wody :( ale kiedyś i tak to zrobię! a w tle oczywiście bajeczny filmowy zachód słońca :P
UsuńDziękuję, że pokazujesz, że można spełniać swoje marzenia! :):):) Masz wspaniały uśmiech i niesamowicie inspirujesz.:)
OdpowiedzUsuńdziękuję :) :) :) :)
UsuńFantastycznie! Też bym czekała na taką okazję :) Jeden z tych dni, które zapamięta się na bardzo długo. Czyżbyś przy okazji odkryła nowe powołanie? Pozdrowienia!
OdpowiedzUsuń