niedziela, 12 stycznia 2014

Road Trip. Day 5. Mesa Verde, czyli zielony stół.

Back on the road i jedziemy dalej :)
Dla przypomnienia po tym długim postoju w opisywaniu trasy, mała mapka:



Dzisiejszy post jest o miejscu w kółeczku.

Poprzednie literki:
A-start:   road-trip-dzien-przed
B-Los Angeles road-trip-day-1-city-of-angels
C-Las Vegas road-trip-day-2-viva-las-vegas
                     road-trip-day-2-heart-attack
D-Hoover Dam road-trip-day-2-hoover-dam
E-Grand Canyon road-trip-day-3-grand-canyon
F-Page road-trip-day-4-antelope-canyon
G, H -Four Corners Monument:   road-trip-day-4-czterokrotnosc  
I,J- Cortez, Mesa Verde Park - tu jesteśmy :)


Po pobycie w czterech miejsach jednocześnie wyruszyliśmy do miasteczka Cortez, w którym mieliśmy nocleg. Następnego dnia z samego rana pojechaliśmy do parku, który znalazłam krążąc po internecie i zaintrygowały mnie zwłaszcza miasteczka indiańskie ukryte pod skałami.

Mesa Verde to znany na całym świecie Park Narodowy położony w Kolorado.
W języku hiszpańskim nazwa oznacza zielony stół, co wcale nie jest przesadą ponieważ  skały są tak porośnięte zielonymi roślinami,  że z góry w ogóle nie widać, że pod spodem są urwiska.

Budynki zbudowane pod tymi urwiskami nazywają się pueblami, a pueblo indiańskie w Mesa Verde należy do najlepiej zachowanych na świecie.










Z Cortez dojazd do wejścia do Parku zajmuje niecałe 20 minut.
Znajduje się tam nowoczesne centrum informacyjne, gdzie można zabookować bilety na wspinanie sie po tych miasteczkach.
Głównie polega to na przeciskaniu się przez bardzo wąskie tunele i wchodzenie po wielu bardzo wysokich drabinach.
Niestety wycieczki są bardzo obłożone i te na które chcieliśmy wjeść  były za późno a nas czekała długa jazda.
Wybraliśmy się więc na sightseeing, czyli oglądanie ich zza barierek i drogi oraz udało nam się wejść i zwiedzić jedno z mniejszych pueblo.

Myli się ten kto myśli, że te miasteczka były łatwo dostępne..O nieee.
Od bramy wjazdowej do pierwszego pueblo czekała nas godzinna jazda drogą powyginaną jak porządna żmija zygzagowata!
Prostych odcinków na tej drodze nie było.
Osobom z chorobą lokomocyjną polecam wzięcie podwójnej dawki  :)

Ale warto dla takich widoków:






Poszczególne budynki są ułożone tarasowo, a między nimi znajdują się owalne kivy, budynki o znaczeniu religijnym. W bezpośredniej bliskości znajdują się także miejsca służące do gromadzenia wody oraz dawne pola uprawne. (Wikipedia)





Oglądając jak wciśnięte są ściany tych domków w skały odniosłam wrażenie jakby to kiedyś były normalne domki, zbudowane na skałach i potem ktoś położył na nich wielki głaz i je docisnął do ziemi.











Widok tej skały pełniącej rolę  dachu jest niesamowity!
Jakby lada chwila wszystko miało spaść na nas.












Najsłynniejszym z osiedli jest tzw. Pałac Klifowy, który uchodzi za największą taką konstrukcję w całej Ameryce Północnej. Został zbudowany z piaskowca i wzmocniony drewnianymi belkami. Szacuje się, że w najlepszym okresie zamieszkiwało go ok. 100 osób.(Google)








Prekolumbijska osada została opuszczona w XIV wieku i do dziś nie wyjaśniono przyczyn wyludnienia. Najprawdopodobniej była to klęska żywiołowa-susza. Tereny zostały gruntownie przebadane dopiero pod koniec XIX wieku, osiedla zachowały się w zaskakująco dobrym stanie, dlatego często mówi się, że czas o nich zapomniał. (źródło: Google)


Park jest ogromny i wszędzie można znaleźć pozostałości po życiu indian, dlatego jeżeli ktoś ma więcej czasu to zdecydowanie sugeruję poświęcić na ten park calutki dzień.
Żałuję, że nie udało mi się powspinać po tych domkach i lepiej tego zwiedzić, ale cóż.
Trzeba coś zostawić na drugi raz :)


 



7 komentarzy:

  1. Niesamowite miejsce :) Zresztą cała trasa roadtripu godna pozazdroszczenia :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Odbiera dech i oddech! Cudowna wycieczka. Niezwykłe miejsce.
    Serdeczności!

    OdpowiedzUsuń
  3. Ale czaderskie :D Czekamy na ciąg dalszy relacji!
    PS. Co planujesz robić w Australii?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Starszyć kangury :D I objechać Australię dookoła :) Jednak zanim do tego wyjazdu dojdzie to pewnie troszkę jeszcze czasu minie. Ale cel trzeba mieć! :)

      Usuń
  4. Świetnie to wygląda. Jakby domy przygniecione wielkim głazem, niesamowite!

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej Ania! Mam pytanko dotycze Twojego lotu samolotem a raczej sterowania nim. Jak nazywala sie to miejsce gdzie mialas wykupiona lekcje?? To bylo blisko SF? Bo mysle zeby wykupic taka lekcje na prezent dla kogos i nie wiem gdzie szukac. Z gory dzieki za info. Ania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. California Airways w Hayward,CA. Pierwszą lekcję kupiłam na Grouponie a drugą już bezpośrednio u nich. Polecam! :)

      Usuń