Długo mnie tu nie było, ale już jestem, wracam, będę i filozofuję dalej :)
Czas najwyższy cofnąć się w czasie do 17 czerwca 2013 kiedy wyruszyłam w dłuuugo oczekiwany road trip.
Jak to wyglądało 24 godziny przed możecie przeczytać tu: ROAD TRIP DZIEŃ PRZED.
Natomiast cały niecny plan jest tu: ROAD TRIP. THE BIG PLAN.
Wszystkie informacje techniczne typu: co/gdzie/jak/po co/dlaczego tak drogo, napiszę na samym końcu po całej relacji z road tripu.
A zaczeło się to tak...
Z samego rana pojechałam do wypożyczalni, w której brałam samochód i gdzie wycyganiłam dobrą cenę za auto.
Jak się domyślacie już przebierałam nogami z niecierpliwości, żeby wsiąść do naszej roadtripowej strzały i śmignąć przez pół ameryki..
Na miejscu strzała w wersji compact okazała się ledwo małą strzałeczką, więc zagadałam czy by się nie dało o o tamtego tam o auta dostać.
A to oo tamto auto było Toyotą Camry, które jest idealnym samochodem na długie trasy, bo przy swoich wielkich gabarytach i pojemności pali malutko.
W czasie porzedniego road tripu też nim jeździłam, więc jest w pełni sprawdzone i polecam !
Na to PanWypożyczacz odparł, że no w sumie to i można, ale on jest brudny, bo dopiero wrócił i z godzinkę by trzeba poczekać, żeby go odkurzyli.... a ja " Panieeee, na mnie tu 5000 mil czeka, samochód będzie brudny już po 30milach i tak my będziemy musieli go wyczyścić, więc jest cud miód i orzeszki i biorę go takim jaki jest."
Nie śmiał zaprotestować.
Tak więc rozsiadłam się w naszej błękitnej strzale, rakiecie, wehikule i pojechałam odebrać resztę wycieczki z metra.
I tak zaczał się nasz dzień, który zakończyliśmy w Mieście Aniołów.
Do Los Angeles dotarliśmy ok 15.00.
Jest to najludniejsze miasto w Kalifornii, a zarazem drugie pod względem liczby mieszkańców miasto w Stanach Zjednoczonych (za Nowym Jorkiem)
Motel był położony świetnie przy ulicy z wieloma restauracjami i ok 5 minut od słynnej Alei Gwiazd.
Tak więc truptałam sobie po raz drugi po gwiazdach, gwiazdeczkach i oczywiście po Kevinie Costnerze.
Była też Marilyn, Mickey i Johnny Depp.
"Marilyn! Oddawaj mój długopis!!!"
A to Ci niespodzianka:
Ah Kevin!
...krzywe nóżki jak u kaczuszki.. a raczej kaczki ;)
you've got mail :)
Ja tu jeszcze wrócę... !!
A tu Mickey i Depp:
Tego dnia była też światowa premiera filmu Monsters University i przed jednym z kin był przygotowany czerwony dywan, barierki i wszystko na przyjazd gwiazd, które podkładały głos w filmie m.in Billy Crystal i John Goodman.
photo: Google Images |
Niestety reszta mojej wycieczki nie miała ochoty tego oglądać i patrzeć co się dzieje, więc przegrałam 1:3 i pojechaliśmy dalej.
Moim kolejnym punktem na liście był znak Hollywood, ale niestety po doczytaniu ile czasu potrzeba, żeby się tam wspiąć i po policzeniu ile czasu mam w LA zdecydowałam, że wystarczy mi zdjęcie z pewnej odległości :P
Trzeba pamiętać, że wstęp na teren, na którym znajduje się napis jest zabroniony.
Napis jest zagrodzony i niedostępny dla przeciętnego turysty, o czym przypominał ciągle krążący nad nim helikopter na cwaniaczków, którzy jednak chcieli sprawdzić system zabezpieczeń..
"and we're dancing on the edge of the Hollywood sign" :D
Uliczki, którymi staraliśmy się dotrzeć do znaku są w większości pozamykane i niedostępne dla obcych.
Za pozostawienie auta w wielu miejscach na trasie można zaliczyć ogromny mandat.
Jest i on.
Najsłynniejszy na świecie znak, symbol sławy i marzeń.
Potem pojechaliśmy na Santa Monica Boardwalk.
Powdychałam morską bryzę i chłonęłam fale oceanu.
Miejsce, które normalnie tętni życiem i jest bardzo zatłoczone, teraz o tej porze jakby się wyciszało i uspakajało.
Zimno było jak piorun, ale było pięknie.
Na początku boardwalku, czyli mola, znajduje się również znak, który informuje, że w tym miejscu kończy się najsłynniejsza historyczna droga Route 66 tzw Mother Road.
Droga ta otwarta 11 listopada 1926 miała długość 2448 mil (3939 km) i łączyła Chicago z Los Angeles, a w 1936 została przedłużona właśnie do Santa Monica. Droga przebiegała przez stany Illinois, Missouri, Kansas, Oklahomę, Teksas, Nowy Meksyk, Arizonę i Kalifornię, by zakończyć swój bieg w Los Angeles.
Route 66 została oficjalnie skreślona z listy autostrad krajowych 27 czerwca 1985, kiedy została zastąpiona przez autostradę Interstate 40.
Ja miałam szansę być na jej początku w Chicago, końcu - tu w Santa Monica i przejechać się jej historycznym kawałkiem gdy objeżdżałam Grand Canyon.
Kiedy słońce już zaszło, pojechaliśmy do Griffith Observatory.
Samo obserwatorium jest zamknięte w poniedziałki, ale można chodzić swobodnie dookoła i podziwiać widoki.
Jest to jedno z najnowcześniejszym obserwatoriów astronomicznych z którego nocą jest jeden z najpiękniejszych nocnych widoków jaki widziałam.
Niekończące się oświetlone ulice.
Najprostsze na świecie, za horyzont.
Miliony światełek.
O ile Los Angeles mnie nie zachwyciło zupełnie, to dla tego widoku warto było przyjechać.
Wieczorem tylko coś szybko zjedliśmy i poszliśmy spać, bo następnego dnia PaniKierownikWycieczki ( że ja, ma się rozumieć) zarządziła pobudkę o 6 rano, żeby z City of Angels pojechać do Sin City.
C.D.N
Och.. Śliczne zdjęcia! Boskie po prostu... Rozmarzyłam się :D
OdpowiedzUsuńJuż nie mogłam się doczekać relacji z road tripu!! :D zdjęcia LA nocą przepiękne, koniecznie muszę się wybrać i zobaczyć to na żywo :) Niecierpliwie czekam na kolejne części! :)
OdpowiedzUsuńJesteś kolejną osobą, która mówi, że LA nie zachwyciło! Coś chyba musi w tym być :)
OdpowiedzUsuńale zazdroszcze!! ;-)
OdpowiedzUsuńMi tez wystarczyło by to zdjęcie 'Hollywood' z takiej odległości jak TY masz ;)
Jak fajnie sobie pomarzyć!
Ohhhh! LA nocą - bajka. Czekamy na więcej !! :)
OdpowiedzUsuńRewelacyjnie się Ciebie czyta :)
OdpowiedzUsuńŻałuję, że trafiłam na blog dopiero pod koniec Twojego pobytu w Stanach, ale za to szybko nadrobiłam zaległości :)
Moja podróż po USA jeszcze przede mną. Miało być jeszcze w tym roku, wyszło inaczej, może uda się w przyszłym. Poczekam :)
Aż odpłynęłam przy tym poście i przy tych zdjęciach! Takie wspomnienia zdecydowanie będą na całe życie :) Czekam na następne części!
OdpowiedzUsuńFantastyczne zdjecia! :D
OdpowiedzUsuńO, jak świetnie, że wróciłaś! Chętnie prześledzę całą Twoją wyprawę, jako, że taka też mi się marzy. I może już za jakiś rok wyląduję w Ameryce, aby postawić swoją stopę w Californi i zobaczyć to wszystko na własne oczy!
OdpowiedzUsuńAle długo musieliśmy czekać na relację ;) Dobrze że już wróciłaś i wszystko nam opowiesz i pokażesz ;)
OdpowiedzUsuńOdciski dloni i stop gwiazd sa niedaleko Alejii Gwiazd, czy nie?
OdpowiedzUsuńDziekować :) Reszta relacji z road tripu już się pisze :)
OdpowiedzUsuńannimula- tak, te odciski są przy Alei Gwiazd, przed samym Chinese Theater.
Czekamy na kolejne opisy twojego road tripu ;-)
OdpowiedzUsuńWłaśnie skończyłam czytać twojego bloga, od samiuśkiego początku do końca:))
Uwielbiam każdy z twoich postów, dowiedziałam się wielu rzeczy, dopisałam do mojego US Bucket list: popływać z delfinkami, przelecieć się samolotem, skoczyć ze spadochronu, ten krzywy i tajemniczy dom i kilka innych ;-) Dzięki za twój wkład w twojego bloga! Czekam na kolejne posty.
Pozdrawiam,
K.:*