Chyba padło mi na mózg.
To jest stwierdzenie, nie pytanie.
Kiedy nurkowałam na Hawajach w mojej łepetynie uruchomiła się wcześniej nie znana opcja: adrenalina...
Ja-oaza nieśmiałości i nudności - dostałam niesamowitego kopa i z miejsca polubiłam to uczucie.
Po nurkowaniu poszło już szybko: lot za motorówką...tatuaż...latanie samolotem...jazda konno..pływanie z delfinami...
I każda z tych rzeczy nakręcała mnie na następną.
Tak więc znalazłam kolejną atrakcję: skok ze spadochronem.
A co!
Wszystko było trzymane w tajemnicy, gdyż ponieważ moja Mama baaardzo nie lubi kiedy skaczę/biegam/latam/siedzę na wysokościach.
Więc nikomu nic nie mówiąc miałam się wybrać skakać już 3 tyg temu, ale plany pokrzyżowała mi infekcja ucha i katar.
A numerem jeden na liście przeciwskazań do skoków jest właśnie chore ucho lub zapchany nos.
Od przeziębienia, przy takiej zmianie ciśnie podczas spadania, może pęknąć błona bębenkowa i bye bye słuchu.
Więc sobie wtedy odpuściłam, podkurowałam i dziś się udało :)
Pojechałam skakać razem z Jo.
Na początku dostałyśmy do podpisania formularz do podpisania że śmierć/że jak spadochron dziurawy/że jak z nas naleśnik zostanie/że na naszą odpowiedzialność.
Potem czekałyśmy aż wywołają nasz numerek i poszłysmy do innego pomieszczenia gdzie przedstawiono nam naszych Współspadaczy, do których będziemy podczepieni i kamerzystów.
Mój Współspadacz na dzień dobry powiedział mi, że pierwszy raz skakał wczoraj i tak dobrze mu poszło, że dziś już mu pozwolili z kimś spadać :P
Takie żarciki cały czas rzucał.
Potem wsadzili nas w uprząż i pokazali jak mamy się ułóżyć w czasie wyskakiwania, spadku i potem lotu.
Polska flaga rzucała się w oczy:) " Albercik! Nasi tu byli!"
I w końcu zaprowadzili nas do samolotu.
Jak Mamę kocham nic się nie denerwowałam.
Jo, może potwierdzić, że skakałam z ekscytacji jak małe dziecko!
A jak ten samolot wzbił się w górę to już w ogóle byłam przeszczęśliwa i mega spokojna.
(..chyba jednak powinnam coś z tym lataniem podziałać...im lovin' it!)
Kiedy zaczęliśmy lecieć mojej kamerzystce zepsuła się kamera...
Przez cała drogę w górę próbowała ją naprawić i udało się w ostatniej chwili.
W samolocie było nas: 6 ofiar (my), 6 skoczków, 6 kamerzystów i dwóch jakis extra spadochroniarzy.
Na 4000 metrów nad ziemią otworzyli wielkie drzwi na końcu samolotu i zaczęliśmy wyskakiwać...
Najpierw wychodził kamerzysta robił nam zdjęcia, filmował i wyskakiwał sekundę przed nami.
Jak wygląda sam jump?
Otóż trzeba ręcę trzymać bardzo blisko przy sobie, trzymając się takich uchwytów na wysokości biustu.
Nogi razem, ugięte, i głowa wygięta do tyłu.
I HOP.
Spada się na łeb, na szyję, do góry nogami...
Po chwili wszystko się wyrównuje i na znak instruktora można rozłożyć ręce i wtedy to już można pokazywać co się żywnie podoba.
I się spada....
Spada się mega szybko.
Przez 60 sekund leci się z prędkością 200km/h.
Do tego trzeba się jeszcze:
uśmiechać i machać do kamery
rozglądać i podziwiać widoki
i pamiętać o oddychaniu.
na dłoniach miałam napisane HI MOM :)
Sam freefall jest tak szybki, że nie ma za dużo czasu na myślenie co się robi.
Powietrze uderza w twarz, skóra lata, każde obrócenie głowy czy spojrzenie w bok wymagało wysiłku..
Do tego szum, szum szum..
Hałas,świst i jedno wielkie szzzzzsSZZZZSZZZZ .
Dźwięk rozbijania się cielska o powietrze.
Nagle szarpnięcie, poderwanie i lecimy cały kawał do tyłu....
I nagle cisza.
Bujamy się powolutku od lewej do prawej.
Można normalnie oddychać i słychać własne myśli.
Różnica między freefall'em a tym momentem jest olbrzymia!
Tam był power! Akcja! Coś się dzieje! Nie ma czasu na myślenie!
A tu nuuuuuuuuuuuuuuuuda.
Cisza.
Bujantos w jedną i drugą stronę.
A w środku organizm krzyczy : JA CHCĘ JESZCZE RAZ!!!
Niestety zamiast JeszczeRaz przyszła pora na lądowanie.
Kamerzystka wylądowała wcześniej więc widać jak worek kartofli (czyt. ja) uderza o ziemię.
Wszystko- lot, skok, spadanie, lądowanie- trwało może 15 minut.
A minęło jeszcze szybciej.
Po dojściu do hangaru trzeba było poczekać na film i zdjęcia, niestety przez zepsutą kamerę musiałyśmy z Jo czekać 1,5 h na moje CD.
Na dodatek po otworzeniu filmu w domu okazało się, że nie ma głosu :/
Ale zadzwoniłam już do babki i ona ma zapisane wszystkie ostatnie filmiki i nagra mi drugą płytę już działającą.
Jak mi już ją przyślę to się pochwalę.
I to by było na tyle, koniec postu, spadać mi! :P
INFO:
Parachute Center http://www.parachutecenter.com/
23597 N. Hwy. 99,
Acampo, Ca 95220
koszt: 100$ skok
50$ photo
25$ video
aa! Zazdrszczę. :) Tyle cudwonych rzeczy tam robisz. :)
OdpowiedzUsuńA mama Twoja wiedziała o skoku? ;>
jenyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyyy, aleeeeeeeeeee czaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaad. Aleś jest odważna dziołcha. Ja to bym po takich wszystkich trudach spadała. Ale do domu chyba :D A Ty, latanko, spadanko, pływanko :D moze jeszcze jakis skok na nungee, albo jakiś spacer na linie?
OdpowiedzUsuńpozdrawiam :D
Mama o skoku dowiedziała się jak już wylądowałam na ziemi :P bo inaczej to by się za bardzo denerwowała :)
OdpowiedzUsuńAno latanko spadanko pływanko :D bungee nie będzie, bo mój kręgpsłup mi nie pozwala, a z linami to coś niedługo być może będzie. no i mam jeszcze parę rzeczy na liście TO DO :D
"Na 4000 metrów nad ziemią otworzyli wielkie drzwi na końcu samolotu (....)
OdpowiedzUsuńPrzez 60 sekund leci się z prędkością 200km/h."
Ania troche nie lapię :D To w ciągu 60 sekund powinnaś już być zmiażdżona z ziemią! :D
Wczoraj oglądałam taki filmik z dubaju - niesamowity@
Przez niecale 60 sek spadasz z predkoscia 120mph. Potem spadochron ciagnie cie mega w gore i jak lecisz megaaaa wolniutko w dol. Dlatego freefall trwa tak krotko, bo inaczej bys nie wyhamowala:P
UsuńSwietne!! Już wiem gdzie na pewno się wybiorę! ;)
OdpowiedzUsuńzazdroszcze !
OdpowiedzUsuńWariatka normalnie :-) ale zazdroszczę strasznie ja bym się chyba posikała ze strachu ;-)
OdpowiedzUsuńAAAAAAAAAAAAA :D:D:D Ja też chcę !!!
OdpowiedzUsuńKurczę, spełniasz moje marzenia!:) mam nadzieję, że kiedyś i mi się uda;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam Cię!:)
Niesamowite... Też chcę!!!!! :-)
OdpowiedzUsuńJak to nikomu nie powiedziałaś, ja wiedziałam!!
OdpowiedzUsuń- Sioster :)
Hah nieźle, gratuluję odwagi :) Swoim opisem sprawiłaś, że aż sama nabrałam ochoty.
OdpowiedzUsuńAniu, jeżeli czas by się cofnął od 2 lata wstecz, to czy byś znowu zdecydowała się na wyjazd jako au pair?
:O SUPER zazdroszczę :D Mój kuzyn skakał w Australii i tez powiedział cioci kiedy był już na ziemi ;D Już jak rok temu oglądałam jego video to mi się spodobało, a teraz po Twoim poście jestem zdecydowana. Musze zrobić kiedyś to samo! :D
OdpowiedzUsuńano było super :) polecam każdemu :) no może nie tym z lękiem wysokości :P
OdpowiedzUsuńAnita- tak-gdybym cofnęła czas to zdecydowałabym się na au pair drugi raz. ten wyjazd zmienił moje życie, mnie i niesamowicie mnie ukształtował. więc tak- w 100% wyjechałabym jeszcze raz :)
Boże, nie wiem czemu, ale sie strasznie ciesze :D Poperawiasz mi humor i pokazujesz, że ku*wa można jak się chce i trzeba pokonywać trudy, bo one zawsze i tak będą. :D
OdpowiedzUsuńa pewnie, że można :D teraz Twoja kolej!! :D
UsuńAż zaczęłam sprawdzać ile to kosztuje w DC i jest 2-3 razy drożej:( Muszę się wybrać tam gdzie ty skakałaś jak odwiedzę Cali:D
OdpowiedzUsuńto gdzie ja skakałam jest najtańsze jakie można znaleźć. bo zazwyczaj skok jest ok 150-200 plus ok 100 za zdjęcia
UsuńAle piękne wspomnienia. Aż miło pooglądać!
OdpowiedzUsuńWspomnienia nie z tej ziemi :) warto spróbować, bo to przeżycie nie do zapomnienia
OdpowiedzUsuńI skakanie ze spadochronem było, to mi się podoba :D
OdpowiedzUsuńWow, widać uśmiechy na twarzach od ucha do ucha :D
OdpowiedzUsuńSkok ze spadochronu to fantastycznie przeżycie, które każdy powinien przeżyć. Towarzyszą temu wielkie emocje z adrenalina na czele.Każdemu polecam bo przeżycia są niezapomniane.
OdpowiedzUsuń