Ten walentynkowy tydzień upłynął pod znakiem miłości do podróży, gremlinów i samej siebie.
Ktoś zapytał ostatnio co mi prywatnie,osobiście dał pobyt tutaj.
I mogę z 100% pewnością odpowiedzieć, że pokochanie i polubienie siebie.
Wiem co chce, wiem czego nie chce.
Co mnie wkurza, a do czego okazało się, że mam nadludzką cierpliwość.
Wiem już w jakich momentach poradziłam sobie lepiej niż bym sobie kiedykolwiek mogła wyobrazić a kiedy odpuściłam lub stchórzyłam.
Bo kiedy jest się tyle samemu ze sobą to w końcu jest czas żeby się wsłuchać w siebie, a nie te wszytskie głosy dookoła, które twierdzą, że wiedzą lepiej od Ciebie co Ty chcesz i co powinnaś robić.
Tutaj wszystko jest obce, nigdzie w pobliżu nie ma znajomej od lat"gęby" i nie można nawet do tej "gęby" zadzwonić czy napisać z byle problemem, bo jest 9 godz różnicy.
Przez to nabiera się dystansu.
Przyjechałam tutaj będąc nijaka, nie lubiąc sama siebie i wiecznie szukając celu w życiu, nie wiedząc nawet czego tak na prawdę szukam.
A teraz wiem.
I w końcu pokochałam siebie.
Więc te walentynki były bardzo wyjątkowe :)
42/365
Dzień miłości do podróży.
Przesiedziałam dziś 2 godziny w bibliotece oglądając albumy z miejscami, przez które będziemy przejeżdżać w czasie road trip.
Szukałam jakiś wskazówek, ciekawostek i informacji o trasach i zabytkach.
Nie chcę nic przeoczyć :)
43/365
Dzień miłości do lenistwa.
A konkretniej: jego zwalczania.
Poszłam na siłownie.
Wypociłam się za wszystkie czasy.
Zaczęłam pracować nad swoim bieganiem.
Bo biegać nienawidzę.
Ale zaczęłam małymi kroczkami: 10 minut szybkiego marszu i 3 minuty biegu.
Niby tylko 3 minuty, ale moje nogi wymiękają już po minucie.
Wiem. Kondycja starej babci.
Po trzech wizytach na siłowni robię 6/4.
I co tydzień postaram się dodać minutę dłużej do biegu.
44/365
Dzień miłości do gremlinów.
Młoda miała dziś ważny konkurs w szkole i ponieważ bardzo dobrze jej poszło, to po lekcjach zabrałam ją w nagrodę na lody.
Powiedziała mi, że jej koleżanki ciągle jej mówią, że zazdroszczą, że jestem jej nanią, bo jestem taka super cool awesome i czy muszę już wracać do Polski, czy bym nie mogła kupić green card albo wyjść za mąż.
Czy to nie jest urocze? :)
I pytały się jej czy będzie jakoś świętować ten konkurs, to powiedziała im : "z rodzicami pewnie nie, ale moja au pair na pewno coś wymyśli :) "
Mój kochany potworek.
45/365
Walentynki.
Moje ulubione czekoladki mają zawsze coś napisane na złotku.
To trafiło mi się dziś:
Idealne na Walentynki :)
46/365
Dzień miłości do morza.
Młode nie miały dziś szkoły, więc korzystając z 25 stopni na dworze, wywiozłam ich na plażę.
Do wybrzeża mamy ok godziny jazdy.
Małpiszony skakały w wodzie, łapały fale i grzebały w piachu.
Cały dzień pozwoliłam im robić to, na co maj ochotę.
Jedli czipsy, dostali lody, włazili do wody w ciuchach (oczywiście przezornie wzięłam im drugie ciuchy na zamianę :) )
Byli przy tym grzeczni jak aniołki.
A ja leżałam na kocu i się wygrzewałam.
Takie dni pracujące to ja lubię.
47/365
Dzień miłości do zwiedzania.
Pojechałam dziś na Travel and Adventure Expo.
Wielkie targi podróżnicze.
Mnóstwo biur podróży, wystawców z poszczególnych krajów i ciekawe wykłady.
Ostatnim mówcą dnia, była Patricia Schultz - autorka książki "1000 places to see before you die"
Przesympatyczna babeczka, która zwiedziła cały świat i opowiada o swoich podróżach z niesamowitą pasją.
A tu zdjęcie Patricii z PannąAnną, autorką książki "1000 things to do when you're an au pair" :D
Wkrótce w księgarniach :P
48/365
Surprise of the week: tattoo :D
Ale to opiszę szczegółowo w następnym poście.
..
No, wygląda to na wspaniały tydzień :) A tatuażu jestem baardzo ciekawa !
OdpowiedzUsuńuhuhuhuhu tatuażż :D tez zrobiłam sobie mój pierwszy jak byłam au pair w uk :D Sama zazdroszczę tym dzieciakom,że maja taką super au pair - jak tak czytam , to jesteś dla nich lepsza jak mama :)
OdpowiedzUsuńŚwietny tydzień :D Świetnie, że dzięki wyjazdowi pokochałaś siebie, to najlepsze, co może się zdarzyć :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Pięknie to wszystko napisałaś ;) No i jestem baaaardzo ciekawa tatuażu!
OdpowiedzUsuńTeż chciałabym mieć taką au pair :)
OdpowiedzUsuńŚliczny tatuaż! (widziałam na fb)!
Tatuaż!! <3
OdpowiedzUsuńhej :) widze, ze rowniez planujesz road trip :) a kiedy ? ja wyjezdzam w marcu i bede na zachodzie przez 2 miesiace :) moze trafimy na siebie gdzies po drodze :) super blogi super pomysl z tymi zdjeciami ! zapraszam do mnie http://myworldadka0401.blogspot.com ( nie moge sobie przypomniec czy juz nie zostawialam komentarza gdzies ostatnio hehe )
OdpowiedzUsuńpozdrawiam !
Ada
Super :) Pisz o tatuażu pisz! :) Ja też niedawno robiłam ;)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu czytam twojego bloga i zazdroszczę ci takich dobrych relacji miedzy toba a dziecmi. Podobaja mi sie te wypady na lody...jakie dziecko nie lubi lodów? ^^
OdpowiedzUsuńCzekam na notke o tatuażu ;)
Pozdrawiam!
Hej, zaglądam tu już od dłuższego czasu i albo mi to umknęło, albo nie pisałaś, ale jeśli Ci rodzice są tacy mega eko i dzieckaki nie mogą jeść słodyczy, lodów, i innych bajerów, to jak zabierasz je na lody np po konkursie, to czy jest to w ścisłej tajemnicy (twojej i dzieciaków) przed hostami czy to z nimi uzgadniasz?
OdpowiedzUsuńada- my jedziemy na dwa tyg od 15-30 czerwca :) achhh aż dwa miesiace bedziesz w trasie? zazdroszczeeeee
OdpowiedzUsuńZi- zasada hostów jest taka, że lody są owszem dozwolone ale jako mega super nagroda za coś lub przy jakieś okazji. Tak więc moje okazje to: koniec/początek roku, ferii, wakacji itp, Nowy pas na kung fu - lody, wizyta u orto-lody, każda okazja jest dobra :D
Za jakieś większe słodkości zawsze daję hostom rachunek, żeby mi zwrócili i nigdy, żadnych pretensji apropo tego nie mieli. A dzieciaki powiedziałam tylko, że jest jedna zasada: nie kłamiemy. Tzn jeżeli rodzice się spytają czy coś jedli to mają powiedzieć, A jeśli nie spytają to się nie chwalimy :P I działa to bardzo dobrze :) jako że rodzice nie mają czasu dla dzieci to pytanie o to co jedli nie pada zbyt często :p
szalona Ty:D Biegaj bo to najpiękniejszy sport ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny jest ten blog! Wpadłam na niego przez przypadek podczas poszukiwania inspiracji na "pracę na wakacje" i tak mnie wciągnęło, że wszystkie wpisy przeczytałam :D
OdpowiedzUsuńMam pytanie czy dzieci są ciekawe z jakiego kraju jest ich au pair, czy proszą cię, żebyś im coś powiedziała po polsku? Czy może wręcz przeciwnie hości zabronili mówić do dzieci w innym języku niż ang?
Wiem, że byłaś jako au pair w Europie. Czy poszukiwałaś rodzin na własną rękę czy przez jakąś agencję? Pytam gdyż chciałabym w te wakacje wyjechać jako au pair, ale obawiam się, że poszukiwanie rodzin na własną rękę jest zbyt niebezpieczne...
Pozdrawiam,
Gosia.
Twój blog jeszcze bardziej motywuje mnie do wyjazdu, a najbardziej początek tego wpisu, tkwie w takim miejscu że właściwie to nie wiem co chcę robić w życiu i mam nadzieje, że tak jak Tobie Stany pomogą mi do tego dojść i bardziej uwierzyć w swoje możliwości. Dziękiza motywacje :D
OdpowiedzUsuń