Dokładnie dwa lata temu 6 czerwca 2011 wsiadałam w samolot lecący do USA.
Dwa lata młodsza.
Dwa lata głupsza.
Dwa lata bardziej niezdecydowana.
Dwa lata bardziej bez celu w życiu.
I 10 kilo chudsza....
Oczekiwałam amerykańskiego snu, znalezienia celu w życiu i marzyłam, żeby pojeździć na łyżwach na lodowisku przed Rockefeller Center w NY.
I co z tego wyszło?
W amerykańskim śnie trafiły mi się postacie jak z horroru.
Na łyżwach nie pojeździłam.
Cel znalazłam.
Zrobiłam, zwiedziłam, zobaczyłam więcej niż mogłabym sobie wyobrazić.
Między innymi:
Pływałam z delfinami.
Skakałam ze spadochronem.
Zrobiłam sobie tatuaż.
Jeździłam konno po plaży.
"Snorkelingowałam" na Hawajach.
Leciałam na spadochronie za łódką.
Płynęłam statkiem oglądać wieloryby.
Widziałam najprawdziwsze rodeo.
Nie mówiąc już o miastach i miasteczkach, które odwiedziłam:
m.in Los Angeles, Sacramento, Seattle, Chicago, Napa Valley, New York, San Diego, Hawaje, San Francisco ;)
A mnóstwo jeszcze przede mną do zwiedzenia w trakcie road tripu za dwa tygodnie.
Przekonałam się na własne oczy, że te wszystkie cuda niewidy, które pokazują w amerykańskich filmach, są jak najbardziej prawdziwe.
Są żółte autobusy, czerwone kubeczki i beer ping pong.
Są dzikie amerykańskie imprezy.
Na uniwerkach sa mega tajne stowrzyszenia Lambda Pi, Alfy Omegi i inne greckie literki.
Ludzie chodzą do sklepu w piżamach i nikt nie zwraca na to uwagi.
Co drugi 16-latek jeździ do szkoły najnowszym Mercedesem, wypasionym BMW, albo inną furą, którą ogląda się tylko w TVN Turbo.
Starbucks jest na co drugiej ulicy.
Można skręcać na czerwonym świetle w prawo.
Na widok policji zwalniają nawet przechodnie.
Jedną normalną porcją dania w restauracji można by spokojnie wykarmić 4 osobową rodzinę.
Są bankomaty, kawiarnie i skrzynka pocztowa DRIVE THRU.
Krótkie spodenki, bluzka na ramiączkach i UGGsy na nogach przy 30 C są czymś naturalnym jak kalosze gdy pada deszcz.
Pytanie "How Are You Doing?" jest chyba zakodowane w ich DNA.. amerykanie strzelają nim z prędkością karabinu i wcale nie oczekują na odpowiedź. Po prostu tak trzeba się spytać i koniec.
W sklepach mają prawo Cię poprosić o dowód aż do 30 roku życia.
Po dowiedzeniu się, że jestem z Polski każdemu się przypomina, że miał chłopaka w połowie polaka /dziewczynę z Polski/dziadek przypłynął na tratwie do Chicago/Papież to fajny gość był/prababcia zawsze robiła "pierogies" a tak w ogóle to czemu my nadal mamy komunizm i w której cześci Rosji dokładnie leżymy...
Z punktu widzenia pracy nie był to łatwy czas.
Bywało bardzo ciężko ze względu na hostów, a i cudownie ze względu na dzieciaki.
Wychowanie ich zajęło mi tak naprawdę cały pierwszy rok.
Jestem z siebie dumna, że udało mi się w nich tyle wpakować, nauczyć, pokazać.
Jak wiecie z ich rodzicami było różnie i podłużnie.
Nie był to perfect american dream.
Ale widać tak miało być, bo dzięki ich zachowaniu w stosunku do dzieci zrozumiałam co to znaczy być rodzicem i po przeanalizowaniu własnego zachowania jak byłam mała, jestem niewyobrażalnie wdzięczna Rodzicom, że mnie nie zostawli na pierwszym lepszym zakręcie lub komuś nie oddali..
Bo ja bym sama siebie od razu zatłukła...
Zawsze się mówi, że dopiero jak się ma własne dzieci to można się na własnej skórze przekonać co nasi własni rodzice z nami przechodzili.
Ja poniekąd własne miałam przez ostatnie dwa lata.
I z ręką na sercu przyznaję, że nigdy w życiu nie sądziłam, że wychowywanie i ogarnianie dzieci jest tak wyczerpujące, zajmujące i męczące.
Ile jest do przypilnowania, zrobienia, ile trzeba myśleć do przodu. Szaleństwo!
Jeżeli gdziekolwiek znowu usłyszę lub przeczytam w jakieś gazecie, że matki to przecież nic nie robią cały dzień, tylko siedzą w domu a takie niby zmęczone wieczorem, to go autentycznie wypcham tą gazetą!
Do tego trzeba jeszcze wychowywać to to, żeby na jakiegoś człowieka wyrosło.
Gdybym trafiła do normalnej rodziny, w której rodzice się zajmują dziećmi a ja jestem tylko do pomocy, to pewnie bym tego nie zauważyła.
Ale tutaj to ja musiałam planować wizyty u ortodonty, dentysty, pamiętać kiedy co spakować, kto wyrósł z kaloszy i iść kupić nowe, kto nie ma spodni na nowy rok szkolny, kto ma gdzie zebranie, kto idzie na urodziny i trzeba kupić prezent, kto musi oddać książki do biblioteki itp.
Po nocach mi się przypominało, że jutro musza mieć ubrane to i to , a przecież tego jeszcze nie wyprałam a buty nadal się suszą na balkonie!
Dwa lata temu dostałam małe dzikuski, które tak wychowałam cierpliwością i systematycznością, że przez ostanie pół roku rano siadałam z herbatą w garści i wystarczyło, że spojrzałam na Młodego a już wiedział, że piżama ma "się podnieść" z podłogi, wystarczyło, że chrząknęłam raz EKHM a już Młoda wiedziała, że ciuchy mają "się wrzucić" do kosza na brudne rzeczy.
Nie wierzyłam Mamie, kiedy mówiła, że patrząc mi w oczy wiedziała czy kłamię czy nie.
A teraz: jedno spojrzenie na Młodego i dokładnie wiem po jego minie, że zagrał na pianinie cztery razy zamiast pięciu, chociaż idzie w zaparte, że of course he played five times, po czym gdy chrząknę EKHM, odwraca się grzecznie i idzie zagrać ten jeden, ostatni piąty raz...
Będzie mi ich brakowało..
Spędziłam z nimi tyle czasu, że dziwnie mi będzie bez nich.
Młody wczoraj chodził i powtarzał: nie wierzę, że to już dwa lata minęły.. wydaje mi się jakbyś wczoraj przyjechała...dziś się wszystko kończy bo już wyjeżdżasz..
I to jest najmilsze i najcudowniejsze z tego całego wyjazdu i bycia au pair, nianią czy opiekunką - ta wdzięczność dzieci, bezinteresowność, po prostu mówią co czują i myślą.
Myślę, że to co ich nauczyłam zostanie im na długo długo w głowach.
Czy zdecydowałabym się na taki wyjazd drugi raz?
Tak.
Myślę, że tak miało być i kropka.
Sama nauczyłam się mnóstwo rzeczy o sobie, o innych, zrobiłam rzeczy o których bym się w życiu nie podejrzewała i przede wszystkim znalazłam ten cel w życiu, który tak długo szukałam.
Nie jest to rzecz, nie jest to osoba, jest to ogólne poczucie co chcę robić, w jakim kierunku iść i jak chcę, żeby wyglądało moje życie.
Bo "prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu"
NOW ITS YOUR TIME FOR YOUR AMERICAN DREAM!!!
I nie poddawać się, gdy rodzina okaże się inna niż się wydawała, bo nikt nie obiecywał, że ten pobyt w Hameryce będzie taki wymarzony jakbyście chcieli.
To jest na prawdę kompletnie inna kultura, sposób życia i myślenia.
Ale warto się o tym przekonać na własnej skórze, bo jest to świetna lekcja życia :)
Aż się wzruszyłam, dzięki! :)
OdpowiedzUsuńŁadnie, podoba mi się Twoje nastawienie :-) Sama obecnie jestem jako summer au pair w Hiszpanii i równocześnie uzupełniam aplikacje na au pair USA.
OdpowiedzUsuńPowodzenia w realizacji celu i dobrej zabawy podczas road tripu ;-)
az sie lezka w oku kreci ;)powodzenia w dalszym zyciu!
OdpowiedzUsuńAnka ale będzie mi brakować Twoich postów! </3
OdpowiedzUsuńpisz jeszcze do nas rzeczy, których nie pisałaś, ogólne przemyślenia, jakieś sytuacje, bo dobrze wiesz, że mega super się Ciebie czyta :)
Tylko szkoda, że się nie spotkamy w SF :<
Czytam Twojego bloga od jakiegoś czasu i szkoda mi, że to już koniec "Twojego amerykańskiego snu " ;) fajnie się to czytało. W każdym razie życie Ci udanego road tripu :)
OdpowiedzUsuńWitam
OdpowiedzUsuńZ doskoku śledzę Twojego bloga, więc nie jestem pewien, ale wracasz tak?
Ameryki w Gdyni Ci nie będzie brakować... Buduje się Łoterfront (w pobliżu Si Tałer), centrum handlowe Wzgórze ma zmienić swą nazwę, bo... za trudna do wypowiedzenia dla obcokrajowców... Słowem: będziesz czuła się jak u siebie w domu. ;)
Jakbyś nie zauważyła (to się zdarza), że oprócz islandzkich klimatów zamieszczam fotki z Gdyni, to zachęcam do zerkania na to co Ciebie czeka.
Pozdrawiam
http://gdywstecz.blogspot.com
Islandię podglądam ale Gdynię przeoczyłam, więc dzięki wielkie za link :) Tak wracam do Gdyni w lipcu. I zoabczę tę RIVIERĘ na własne oczy :P
UsuńAle szkoda, że to już koniec!! :) ale czekam na relacje z roadtripa :D i inne stare historyjki! ! :)
OdpowiedzUsuńJeeej i co teraz bedzie? Co ja bede poczytywać ? :( Wszystkiego dobrego:))
OdpowiedzUsuńBedzie mi brakowalo tego cotygodniowego przegladu co tam slychac w SF u Mlodych i hostow.
OdpowiedzUsuńSzczerze, to mam nadzieje,ze po powrocie do Polski nadal bedziesz kontynuowac prowadzenie bloga, bo piszesz naprawde ciekawie o zwyklych rzeczach :)
Powodzenia we wszystkim o czym sobie marzysz :)
Kochana Aniu, idealny post który moglby posłużyć za ostatni rozdział książki, serio powinnaś ja wydać,... ja po 4 mc z moimi dziewczynkami plakalam jak głupia, wiem, co czujesz! Bądź bezpieczna na roadtripie, xx
OdpowiedzUsuńrewelacyjny post! :) piszesz bardzo bardzo ciekawie- jak siadłam do Twojego bloga to przyciskajac przycisk 'starszy post' doszlam do samego początku ! :)
OdpowiedzUsuńAle szybko minęło..
OdpowiedzUsuńCo do Hostów, to dzięki nim te posty były tak, ciekawe :)
Mam nadzieje, że na tym nie zakończysz i będziesz pisac dalej :)
Fajnie, ze napisalas. Od 2 tygodni codziennie wchodzilam na bloga w poszukiwaniu nowych postow, a tu nic i nic.
OdpowiedzUsuńNapisz, czy nowa au pair juz przyjechala, i jaka jest :) I tak jak inni prosze - nie zamykaj bloga, opisuj co tam u Ciebie, gdziekolwiek Cie rzuci los.
Wielka szkoda, że to już koniec.. Ale powodzenia w dalszej przygodzie :)
OdpowiedzUsuńKurcze jak to szybko minęło. Czytam Cię od początku. I tak sobie myślę że ja stoję w miejscu. Ty w ciągu tych dwóch lat zobaczyłaś kawałek świata, zobaczyłaś to co ja znam tylko z filmów, przekonałaś że amerykański sen nie jest taki kolorowy a ja boje sie zdecydować ;(
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię ! Twój blog jest świetny. Opisujesz życie au pair tak jak jest naprawdę i to w ciekawy sposób i podajesz bardzo dużo informacji. Nigdy nie usuwaj bloga ! I czekam na relację z tripu !
Super, usmiechałam się do siebie czytając ten post. :) Liczymy na jeszcze więcej zdjęć i postów z road tripu! Koniecznie!
OdpowiedzUsuńJa za rok koncze licencjat i także- z Gdyni- chcę ruszyć do Stanów. I najlepiej też w okolice SF. Przetrę Twoje ślady, Gdynianko! :)
Ściskam mocno! :)
O rany. Czytając, sama poczułam się jakby kończył się jakiś etap w moim życiu albo jakby opuszczał mnie ktoś bardzo bliski. Hmm, zdradzisz może coś więcej o wspomnianym "celu"? :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Ramona
Ohh.. wzruszyłam się :( Co ja będę teraz czytać?! :D Oczywiście z niecierpliwością czekam na post z road tripu ;)
OdpowiedzUsuńMam nadzieje, że nasze spotkanie jest nadal aktualne, kiedy przyjedziesz już do Gdyni :D
A co z blogiem? Kasujesz, zostawiasz, będziesz pisać co jakiś czas?
Jejku jak mi smutno teraz...
Pozdrowienia! ;* Trzymaj się na road tripie! Bezpieczeństwa i miłej podróży! ;)
ach! uwielbiam Twojego bloga.
OdpowiedzUsuńsama chciałabym, żebyś była moją au pair, jakbym była dzieckiem :P
koooooooocham Twojego bloga i nie mogę doczekać się posta o ostatnim dniu w domu.
przeczytałam wszystkie te komentarze i racja - napisz książkę o Twoich przeżyciach tam!
OdpowiedzUsuńpoza tym nigdy nie usuwaj bloga.
chciałabym kiedyś się z Tobą spotkać.
po czwarte za rok też gdzieś tam pojadę, gdzie ty.
Trzymaj się i udanej podróży. Tylko nie zapomnij o nas - czytelnikach!
o matko bosko kalifornijsko ile miłych słów!!!!! dzięki wielkie wszystkim!!! chciałam od razu powiedzieć, że bloga będę nadal prowadzić, bo mam jeszcze mnóstwo rzeczy do opisania z mojego pobytu, więc akurat starczy, żeby się czymś zająć do następnego wyjazdu :)
OdpowiedzUsuńCzytałam Twojego bloga od dłuższego czasu. Prawie w ogóle nie komentowałam, bo jakoś ciężko mi się zalogować:-D Ale zawsze starałam się być na bieżąco z wpisami. Prawda jest taka, że dzieci na pewno strasznie będą za Tobą tęsknic. Poświęcałaś im dużo czasu, wiele je nauczyłaś, a osób, które wniosły chociaż trochę radości do naszego życia zawsze jest żal. Tobie też pewnie nie jest za łatwo. Ale to, że nie poddałaś się mimo sytuacji z hostami świadczy o Twojej determinacji i dobrym sercu. Szkoda tylko dzieci, bo Ciebie teraz nie będzie i nikt nie stanie w ich "obronie".
OdpowiedzUsuńPopieram wszystkie wpisy za tym, byś dalej prowadziła bloga. Naprawdę świetnie się to wszystko czyta.
Udanego ostatniego miesiąca w USA!!!
dzięki wielkie :) myślę, że dzieci dopiero z jakiś czas tak porządnie zatęsknią, jak nowa przyjedzie i będzie próbowała po swojemu rządzić :)
UsuńKurcze, współczuję takim dzieciom. Co rok, góra dwa, zmienia im się opiekunka. Przywiązują się, a potem zabiera im się taką "starszą siostrę". Planujesz utrzymywać kontakt z dziećmi? Gadałaś o tym z hostami? :-)
UsuńUwielbiam Twojego bloga!!!
OdpowiedzUsuńI zaczynam powaznie sie zastanawiac nad au pair!
dzięki :) to się za długo nie zastanawiaj tylko działaj :)
UsuńJa kiedyś też marzyłam o takim wyjeździe.Powstrzymywały mnie dwie rzeczy - skutecznie niestety- brak pieniędzy na początek, i strach jak poradzę sobie z dizećmi, których nie lubiłam i nie chciałam nawet mieć. Zobacz jak życie nas zaskakuje- wiem już ,że jest to jedna z rzeczy, których będę żałowac do końca życia,że jednak nie pojechałam i ni spróbowałam. Zazdroszczę tylu wspaniałych przygód, przeżyć i wspomnień ,które zostaną ci do końca życia.Teraz życzę ci kolejnych równie wspaniałych przygód.Powdodzenia:)
OdpowiedzUsuńdzięki :) widziałam na Twoim blogu, że mieszkasz we Włoszech- super! więc gdzieś jednak spróbowałaś wyjechać :)
Usuń