sobota, 1 grudnia 2012

Bezsłoneczność w Seattle.


Bezsenności nie było.
Wręcz przeciwnie.
Zasypiałam jak małe dziecko po całych dniach intesywnego zwiedzania.
A było to tak...
w Thanksgiving wybrałam się z dwoma koleżankami do Seattle.
Dlaczego w Thxgiving?
Bo my indyka nie czcimy.
Bo trzeba odpocząć od hostów..
Bo bilety były dosyć tanie.
Bo nie będzie tłumów na mieście.
I nie było.

Na miejscu, już w hotelu, uśmiechnęłam się uprzejmie do Pana W Recepcji czy także tego no jakiegoś pokoju z widoczkiem na Space Needle by nie miał...
Miał.
Widok miał się tak:



Nie zdążyłyśmy się za dużo nacieszyć pokojem, bo od razu poleciałyśmy na Needle.


Z wieży widać było całe Seattle, które tego dnia było  mroźne jak ***&%^#%#$@$@.
Prawdziwa polska pogoda.


Wtedy bardzo bardzo zatęskniłam za Kalifornią.
Zgodnie z przewidywaniem, ludzi można by policzyć na palcach, więc miałyśmy sporo czasu, by dokładnie pooglądać okolicę.




Jako zagorzałe fanki Grey's Anatomy chciałyśmy również wypatrzeć jak najwięcej miejsc z serialu.
Ogólnie to jest jedna wielka ściema i prawie cały serial kręcony jest pod LA.
W Seattle robią tylko pojedyńcze ujęcia i potem podkładają pod budynki i scenografię kalifornijską.
Do paru prawdziwych rzeczy wykorzystywanych w serialu można zaliczyć dom Meredith, który faktycznie jest w Seattle ( ale tam nie zdążyłyśmy dotrzeć) i lądowisko helikopterów, które znajduje się na szczycie budynku telewizji i było jedną ulicę od naszego hotelu.
Ach!



Podniecałyśmy się za każdym razem, gdy tam przechodziłyśmy.
I podniecać się będziemy już zawsze oglądając helikopter i lądowisko  w Grey'sach.



Kolejnym przystankiem był Pike Place Market.
Jest  to jeden z najstarszych non stop działąjących rynków w USA
Obecnie głównym produktem tam sprzedawanym są różne i najróżniejsze ryby.


Muszę przyznać, że jest to niewątpiliwie urocze i klimatyczne miejsce.
I zatłoczone.



Jedynym minusem było to, że dookoła Pike Place jest pełno bezdomnych.
Ogólnie  w żadnym innym mieście i jego ścisłym centrum nie widziałam ich tylu!
Na każdej ulicy.
Na dodatek co chwila zaczepiają, proszą o pieniądze, podchodzą niebezpiecznie blisko.
I to w środku dnia.
Strach było chodzić gdzieś samemu.
W jednym miejscu zaraz przy Pike naliczyłam ich ponad 20!
Siedzieli na ławkach, krzyczeli coś i bacznie nas obserwowali.
Brrr. Uciekłyśmy szybciutko.


Po rynku wjechałyśmy jeszcze raz na Space Needle, bo wiadomo, że miasto nocą jest najpiękniejsze.
Oj jest.





Następnego dnia z samego rana pojechałyśmy do Museum Of Flight.
Czyli to co gumisie lubią najbardziej.
Boeingi, myśliwce, helikoptery. Aajajaj raj.
Całe muzeum jest ogromne i mają niesamowicie dużo modeli i opisanej historii.
Trzeba by tam siedzieć cały dzień by to wszystko przeczytać a nam jak wiadomo zegar tykał.
Więc szybciutko rundka po Air Force One, słit focia z astronautą i symulator lotu myśliwcem.

welcome on board, Miss President Anna

lecę bo, chcęęęęę



za rączkę, pod rączkę i do kawiarenki :)



 

Lot nazywał się fachowo Experience Flight.
Zamykają po dwie osoby i się zaczyna...
Każda z osób ma drążek i mogą się po jakimś czasie zamienić kto pilotuje.
A pilotuje się tak, że kapsuła kręci się dookoła własnej osi, do góry nogami i we wszystkich możliwych kierunkach.
Pani Pilot Anna i Pani Pilot Patrycja w swojej jakże krótkiej karierze lotniczej zasłynęły manewrem typu korkociąg i beczka.
Oraz niekontrolowanym atakiem śmiechu w krytycznej sytuacji.
Takim, że jak nam druga Ania doniosła-nawet ci co stali w kolejce się śmiali.
Nam było mniej do śmiechu, bo diabelstwo było tak wrażliwe na ruch, ,że jak żeśmy się obróciły ze 4 razy dookoła własnej osi to myślałam, że mi oczy wypadną.
Przez całą chwilę wisiałyśmy do góry nogami, bo za cholerę nie mogłyśmy wyprostować lotu i nie wiedziałyśmy do końca, której drążek jest aktualnie tym głównym.
Przeciążenia były niesamowite.
Genialna sprawa!
JA CHCĘ JESZCZE RAZ!!!!


Wieczorem wpadłyśmy jeszcze do Pacific Science Museum na chwilę przed zakmnięciem.
Super muzeum.
Mnóstwo doświadczeń i ciekawostek.
Polecam!





Ostatniego dnia rano pojechałyśmy szybko do aquarium i na rejs statkiem po porcie.
Wyjątkowo pokazało się chociaż trochę błękitnego nieba i słońca.










Po porcie poleciałyśmy do EMP Museum.
Muzeum bardzo ciekawe jeśli ktoś słucha Jimi'ego Hendrixa, Rolling Stones, Nirvany lub jeśli ktoś umie grać na jakimś instrumencie.
W środku są wytłumione boxy z gitarami, keyboardami, perkusją i można sobie pograć.
Jak ktoś nie umie, to komputer  go nauczy.
Można nawet podłączyć swoje mp3 i grać do swojej piosenki.




Niestety muzeum nie trafiło w nasz gust muzyczny, więc pobrzdąkałyśmy trochę na gitarze, powaliłyśmy w perkusję i pojechałyśmy się spotkać z Gosią, au pair w Seattle, którą poznałam przez swojego bloga.
Niestety miałyśmy mało czasu więc poszłyśmy coś zjeść i potem Gosia zaprowadziła nas do najbardziej obrzydliwej i osobliwej atrakcji miasta: Gum Wall.
Tak- GUM. Guma. Guma do żucia.
Guma, która po przerzuciu uroczyście trafia na ścianę z milionem innych gum.
Wygląda to niesamowicie!



Pachnie już niesamowicie mniej ładnie.
Oczywiście dorzuciłam swoją wymemłaną,miętową gumę do owej ściany.
Można by więc rzecz, że jestem częścią atrakcji turystycznej.
Jak nie, jak tak.
Stick it!



 Jak już udało nam się odlepić od tej ściany Gosia pokazała nam restaurację, w której kręcili Bezsenność w Seattle.


Ach no i zapomniałam o najważniejszym:
pierwszym Starbucksie!
Byłam, w kolejce stałam, kawę wypiłam.





A potem zmarznięte, zapadane i wywiane wróciłyśmy do hotelu, położyłyśmy się spać na trzy godziny i fruu do Kalifornii.
Kalifornio! Jak ja się cieszę, że ty jesteś taka ciepła!
Słoneczko moje :)

 A na koniec seattlowskie śmieszności:




P.S.
Przed wyjazdem wykupiłyśmy sobie tzw City Pass za 70$ i w tej cenie były wejścia do tych wszystkich muzeów, rejs po porcie plus wjazd dwa razy na Space Needle. Gdybyśmy kupowały każdy osobno to wyszło by trzy razy drożej. Korzystne jest równieź to, że mając City Pass omijamy kolejki po bilety bo wchodzi się wejściami vip :)

9 komentarzy:

  1. O super ,że dałaś namiar na to City Pass. Muszę to sobie zakodować w mózgu :D A na jakiej stronie wyszukujecie tańsze loty? Pozdrawiam z mroźnej juz Polski!

    OdpowiedzUsuń
  2. Mam do wyboru rok w mniejszej mieścinie blisko NYC albo rok (jako au pair rzecz jasna) w samym LA, w ładniej dzielnicy, ale... po pierwsze, lubię typową pogodę, no wiesz w zimę zimno, a w lato ciepło. A po drugie LA wydaje mi się takie... nudne? Obydwie rodzinki pasują mi w 100%, mam tylko obiekcje co do miasta... byłaś kiedyś w LA? Jak tam jest? Warto? Czy jednak... eh sama nie wiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo podoba mi sie co napisalas, niemniej jednak celuje do Ciebie z pewna uwaga dotyczaca bezdomnych. Portland kolezanka odwiedzila? [Bezsenni] bezdomni z Seattle to przy tym pryszcz : ) A rzeczywiscie listopad z pewnoscia nie nalezy do miesiecy w ktorych Seattle mozna uznac za atrakcyjne. Polecam przyjechac latem, gdzie mozna skorzystac ze wszystkich urokow stanu Waszyngton. I jeszcze raz, naprawde pomimo tych paru okropnych deszczowych miesiecy (do ktorych zreszta zdazylismy, my Polacy, przywyknac) uwazam to za najpiekniejsze miejsce do spedzenia roku a nawet dwoch jako au pair. To czy ulewnym porankiem budzisz sie rano i z gory spisujesz dzien na straty 'bo pada' to tylko i wylacznie problem podejscia- NIE pogody. Zreszta zima na narty a latem poczucie nudy najzwyczajniej w swiecie tutaj nie wystepuje : )

    Pozdrawiam serdecznie i oby wiecej takich postow, czasem przylapuje sie na glupkowatym usmiechaniu sie do monitora podczas czytania.

    PS: San Francisco uplasowuje sie juz na drugim miejscu zaraz po Seattle w moim rankingu!

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze chciałam zobaczyć tą ścianę gum, a tu proszę Ty się dolepiłaś haha

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. Mam pytanko...ile godzin tygodniowo pracujesz? Czy dajesz radę co weekend organizować sobie jakoś fajnie czas ,żeby zobaczyć jakieś nowe miejsca? :-)

    OdpowiedzUsuń
  6. Anonimowy nr1- City Pass to super sprawa, działają w wielu amerykańskich miastach, więc przez wyjazdami warto taki kupić.
    Loty zawsze szukam przez Orbitz.com. Czasem sprawdzam też na kayak.com

    Anonimowy nr2- w LA byłam i się nie zachwyciłam. pytasz gdzie lepiej: zależy to tylko i wyłącznie od tego co Ci bardziej odpowiada. czy lubisz być w centrum wielkiego miasta gdzie non stop się coś dzieje, chcesz chodzić na imprezy itp czy wolisz spokojne, trochę monotonne życie na przedmieściach gdzie nawet wyjście do kina czy kina zmusza to pojechania samochodem. Jeśli jesteś bardzo miastową osobą to w tej podmiejskiej miejscowości się udusisz, nawet jeśli jest to blisko NYC :) udanego wyboru źyczę! :)

    Celina- cieszę się, że czytasz i się uśmiechasz :) a że Seattle jest piękne latem to sporo osób mi mówiło. Całe miasto bardzo mi przypomniało Gdynię, z portowym klimatem i pogodą na czele :) Dlatego na pewno dałabym mu drugą szansę, źeby mnie zachwyciło :)

    Anjaa- ścianę nie tylko moźna zobaczyć, ale i poczuć :P zapaszek mixu miętowych i owocowych gum jest baaaardzo intensywny :P I moja guma teraz też tam śmierdzi :D hahah

    Anonimowy nr 3 - weekendy zazwyczaj mam wolne. Czasem jakiś wieczorny babysitting się trafi, ale to rzadko. Więc jak się da to staram się wyjeżdżać z domu. Odpocząć od hostów i dzieci. W tyg szkolnym pracuje ok 35-40h, a w wakacje, ferie itp wychodzi ok 45-50h

    OdpowiedzUsuń
  7. Ugh, to wakacje pewnie spędzają sen z powiek wszystkich wszystkich au pair ? ;-p
    A jeszcze inne pytanko (pozwolisz, że będę Cię troszeczkę męczyć w tych sprawach boś doświadczoną kobietą a ja dopiero się przygotowuję). Zatem...ile mniej wiecej dolców trzeba wziąć ze sobą jak się wyjeżdża jako au-pair? Wystarczy z 200baksów? Co chcę się czuć pewnie ,że na nic mi nie zabraknie... A i jeszcze jedno - w ramach 13tego miesiąca wizy już nie można się wybierać za granicę? Pozdrawiam! - cicha czytelniczka Twojego bloga :)

    OdpowiedzUsuń
  8. oj spędzają :P czy wystarczy Ci 200$? to zależy jak bardzo jesteś rozrzutna :P i jak bardzo chcesz tu zaszaleć :P ja jechałam z 200 $, to jest akurat na czas szkolenia, bo a to pamiątka, a to na Empire trzeba wjechać, a to coś tam itp, no i napiwki! wszędzie trzeba tip zostawiać, więc na to też trochę schodzi :] pamiętaj, że zaraz po przyjeździe rodzina musi Ci zapłacić za tydzień szkolenia. dostaje się za to normalną wypłatę.
    co do 13stego m-ca: można wyjechać za granice USA, ale już Cię nie wpuszczą z powrotem :]

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, jakiego aparatu używasz? Zdjęcia wychodzą naprawdę super, oczywiście dobry fotograf to 70% sukcesu. Byłabym wdzięczna gdybyś mi odpowiedziała! Pozdrawiam i życzę samych sukcesów! xx

    OdpowiedzUsuń