Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szkolenie w NY. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szkolenie w NY. Pokaż wszystkie posty

środa, 22 czerwca 2011

Empire State of Chmury, plus szkolenie dzień 3

Ale ten czas zasuwa! Jestem w USA już 2 tyg :D I wsytd deczko, bo nadal opisuję pierwsze dni, zamiast pisać na bieżąco :]  Dziś przedostatni post z cyklu "Było minięło".


Szkolenie ostatniego dnia było nudne, bo babeczka, która miała zabawanie opowiadać, niestety rozchorowała się i zamiast tego puszczali nam 'wideło'.
ZZzzzzZZZz wszyscy śpią.
Jak już się obudziliśmy na koniec zajęć to nasz dream team postanowił zaatakować Empire State Building.
Zapłaciłyśmy 20 $ za wjechanie na nie najwyższe piętro. Na iglicę wjazd kosztował 15$ więcej.
Mary Poppins nie stać na takie luksusy.
A na górze klops.
Klops miał postać szarych, chmur i mglistego powietrza zakrywającego widok za 20dolców.







 Zamulony klops na tle zamulonego Central Parku:




Macy's i nasz hotel:



Klocki Lego:



Czy to Wam nie przypomina wnętrza twardego dysku? :]




Nasz Dream Team na tle niezamglonego plakatu:


I najbardziej czadowa rzecz z całej wycieczki:

Wrzucasz list byznesowy na 101 piętrze i on leci ścianami do piwnicy do działu pocztowego! :D


Jak zjechałyśmy na dół to przepuściłyśmy atak na sklep z koszulkami i pamiątkami.
Tak nas to pochłonęło, że gdy zachciało nam się wyjść to pojawił się kolejny klops. Zaczęło lać :]
Więc weszłyśmy do knajpki koło sklepu, żeby coś zjeść. Było to coś w stylu sałatkowego fast foodu.
Ja byłam zachwycona.
Obiekt mojego zachwytu:



Bazylia, sałata, orzeszki, jabłko, suszone coś, ser pleśniowy i parę innych rzeczy polanych sosem vinegret z granatu! PYCHA!


Jak skończyłyśmy jeść to akurat przestało padać więc na sucho doszłyśmy do hotelu.
Pobudka o 3.00 w nocy na samolot i sruuuu do CA!

Good Night New York. 


.

sobota, 18 czerwca 2011

Staying Alive! czyli First Aid, szkolenie dzien 2

Dziś się czuję dużo lepiej.  Zeszlam do dwóch opakowań chusteczek na dobę :D
I jak może zauważyliście piszę z ogonkami. DZIĘ-KU-JEMY Sake za podpowiedź gdzie to włączyć :)


A więc: drugi dzień szkolenia był w całości poświęcony pierwszej pomocy. Tym razem przyszedł pan pielegniarka :P Był podobny do Jima Carrey'a i taka teź miał mimike, wiec miło się patrzylo ;)
Nie bedę opisywać szczegółowo co on opowiadał, ale jest jedna rzecz warta wspomnienia, która może się kiedyś przydać.
Otóż przy robieniu masażu serca trzeba je uciskac w odpowiednim tempie. Wiadomo, ze gdy samemu sie liczy : 1,2,3,4,5,..itd to po chwili liczymy szybciej, a za chwile wolniej.
A serce w rozterce raczej by wolalo byc uciskane w jakims rownym tempie.
Wiec jak to zrobic?
Spiewajaco!
Doslownie.
Sa dwie piosenki, ktore maja idealny rytm dla serducha. W zaleznosci od gustu muzycznego mozna wybrac

a) Old MacDonald had a farm z lekko przyspieszonym tempem:

http://www.youtube.com/watch?v=AoGPVrOc684

b) BeeGees -Stayin' Alive - zwlaszcza refren

AAAaaAa Stayin' alive, Stayin' alive, a a a a a aaaaaaaaa

http://www.youtube.com/watch?v=A3b9gOtQoq4


Gwarantuje ze zapamietacie to do konca zycia. Jak facet nam to powiedzial to plakalysmy ze smiechu wszystkie :P A potem jeszcze bardziej jak trenowalismy przez pol godziny te ucisniecia a reszta musiala to spiewac :]

Byly tez zajecia z lalkami.
Wiec jak ta matka dzieciom:





Zajecia skonczyly sie o 17.30. Chwila na refresh i dawajjjjj na miasto!
Tym razem za cel obralysmy Ground Zero, Statue i okolice.
Gdy dotarlysmy w miejsce gdzie stalo WTC to na chwile zamarlam na mysl o tym co tam sie stalo.
Te wieze staly ciasno upchniete miedzy innymi drapaczami. Jak pokazywali wszystko w tv to wygladalo tak, jakby tam bylo tam wiecej przestrzeni. Rzadziej. Pusciej.
Przypomnialam sobie obraz tych lecacych wiez to dopiero zaczelo do mnie docierac co tam musialo sie dziac. Jaki to musial byc koszmar. Pieklo w raju. Centrum piekla w centrum miasta.
Straszne.
A jeszcze jak stalysmy na dole to nad wiezowcami przelatywaly baaardzo nisko samoloty. Nigdzie indziej ta bliska odleglosc nie robi takiego okropnego wrazenia jak tam.



Chcac obejsc ten teren weszlysmy niechaco do jednego biurowca, ktory wyrzucil nas na brzeg z takim oto widokiem:



I takim:





Bajka!
I to bylo to miasto, ten nastroj, to nowojorskie COS, czego szukalysmy z Patrycja na poczatku, a czego w centrum miasta nie znalazlysmy.

I nareszcie za zakretem ukazala sie ona. Wolnosci. Statua Wolnosci. Niezmieszana oczywiscie ;) Chyba dopiero wtedy poczulam ze faktycznie jestem w USA.



Ale ze widok zachodu slonca wzruszyl nas wszystkie (tzn pisze ciagle my-bo chodzily ze mna i Patrycja jeszcze  3 germanistki :]) i nie spieszylo nam sie nigdzie to same nie wiemy kiedy zaczelo sie sciemniac i sciemniac... A my przeciez mialysmy w planie poplynac darmowym stateczkiem kolo Statuy!
Run Forrest, run!
Zdazylysmy. Juz bylo bardzo szarawo, statek plynal zygzakiem, wiec udalo sie uchwycic tylko to:




Wyladowalywsmy na Staten Island, gdzie mialysmy pol godziny do nastepnego statku, wiec chwycilysmy buly w Subway'u i po prostu usiadlysmy. Nie mialysmy juz sily na nic.
Ale to co ujrzalysmy w drodze powrotnej wynagrodzilo nam wszystkie trudy:
 Blisko:


Blizej:


Najblizej:


Chyba opisywac nie musze :P

Nogi mnie tak bolaly ze ledwo sie doturlalam do hotelu :]

Acha i jeszcze przed cala wycieczka poszlysmy z Patrycja na nasze pierwsze PANCAKES Z SYROPEM KLONOWYM. Mniammmmmm :) Ale slodkie jak diabli!
A no i glupia mina tez musiala byc :]




Smacznego!
.

czwartek, 16 czerwca 2011

Be like Marry Poppins! Szkolenie dzien 1.

W koncu zaczelam sie czuc troche lepiej.  Konskie dawki aspiryny w koncu zadzialaly i moge mowic.  Jednak moje zuzycie chusteczek nadal bardzo przekracza dopuszczalna norme.
Ja i moj nos mowimy zdecydowane NIE klimatyzacji!
I nadal nie moge ustawic polskiego jezyka na tym MACu, wiec ogonki dopiszcie sobie recznie :P

Ale do rzeczy: czas opisac szkolenie w niu jorku.

Szkolenie zaczynalo sie o 8.30. Na sniadanie polecono nam zejsc max do 7.30. Wiec zeby bron boze nie byc przed czasem bylysmy punkt 7.30 :D Jedzienie wydawano nam na podstawie kuponikow, ktore dostalysmy dzien wczesniej. Niestety nie bylo samowolki- trzeba bylo wybrac ze skromnej listy rzeczy, ktorymi chciano nas utuczyc. Kanapek nie posiadali, wiec ja zamowilam American Breakfast:  dwa sadzone jajka i mega porcja pocietych, usmazonych kartofli, w skrocie frytki.
Patrycja godnie salatke owocowa i rogalik.
A germanistki tylko po saltce.
Umarlabym z glodu po ich jedzeniu.
Na pierwszych zajeciach powitala nas troszke nadpobudliwa, nadumiechnieta, nadamerykanska osobka zenska. Niektore zdania wymawiala tak WY-RAZ-NIE i poooowooooliiiiii, ze mialam wrazenie jakby mowila do przedszkolakow :] Pomiedzy blablabla i bla bla bylo o tym po co tu jestesmy, co robic, czego nie, jak sie zachowywac. Trzy razy przypominala ze w USA mamy byc like Mary Poppins. Ona nie pije, nie pali, nie ma chlopaka, nie uprawia sexu, nie chodzi na dlugie imprezy, nie zachodzi w ciaze i milion innych nie. Wszytskie NIE byly udokumentowane odpowiednio drastycznym przypadkiem, zeby nam sie odechcialo tego wszystkiego.  W skrocie: pilnowanie dzieci to ma byc nasz jedyny, zyciowy cel na najblizszy rok lub dwa. I po naszych godzinach pracy grzecznie ubieramy sie w pizamke i idziemy spac.

Hmmmm ja  tak robilam przez ostatnie 3 dni...Ale jestem chora, wiec to sie nie liczy :P

Potem byla krotka przerwa i przyszla kolejna osobka zenska i opowiadala nam o rozwoju dzieci od 5-10 lat. Co z nimi robic, jak reagowac i jakich chwytow te male chochliki uzywaja. 
I tak nam zeszlo do 16.00.
O 16.15 byla wycieczka po NY za 30$. Na ktora nie poszly tylko 3 osoby. (acha- wszystkich dziewczyn bylo tylko 18)

Wycieczka byla wycieczka biegnaca.
Przewodniczka przesympatyczna, ale deczko za szybka jak dla mnie w pierwszy dzien po ponad 30 godzinnej dobie :P

Do godziny 20.00:
zrobilismy zakupy na Fifth Avenue:


nie pojezdzilismy na lyzwach przed Rockefeller Center, ale zobaczylismy gdzie stoi slynna choinka:




zatanczylismy na rogu Broadway'u i Time Square:




Zgubilysmy sie w Central Park z Patrycja, bo chcialysmy sobie zrobic sesje zdjeciowa przed hotelem Ritz, w ktorym spal Kevin Sam W Nowym Yorku, a wycieczka poszla dalej :P :



Odwiedzilismy pingiwny z Madagaskaru w Central Park ZOO:



Bylo i sniadanie u  Tiffany'ego:




i kawka u Donalda Trumpa:



Paciorek w St. Patrick's Cathedral:



Po kosciele sesja z M.M:





a Freemanowi trzeba bylo poprawic krawat:




Przyszla pani redaktor odwiedzila swoja przyszla,skromna siedzibe:





I na koniec moje ulubione zolte, taksowki:






Tak wiec dzien byl baaardzo pracowity.
Oczy mialam do okola glowy.
Nie wiadomo na co patrzec.
To nie jest miasto na 4 godzinna wycieczke tylko na 4 dniowa.
Ale w koncu zawsze trzeba cos zostawic na nastepny raz :)


Teraz mowie Wam dzien dobry, a sobie dobranoc!

środa, 15 czerwca 2011

No to lecim na Szczecin!

 
Postanowilam dawkowac napiecie :P  Mecze ten post od wczoraj i jako, ze wlasnie siedze w lozku z goraczka i mega czeronym gardlem (podziekujmy wszyscy ladnie klimatyzacji :/)i nie mam sily na odkrywanie okolicy to dopiero dzis funduje pierwsza relacje z lotu gda-monachium-ny.
Z gory przepraszam za brak ogonkow i polskich litererek!  Plus dostalam tymczasowo stary laptop hostow, ktory nie ma kilku klawisz i co najgorsze- nie ma myszki. Kopiowanie, przerzucanie i edytowanie zdjec to akutalnie mordega! Jutro jakas postaram sie kupic, bo nie lubie tak smyrac tej dotykowej :P

 No to lecim...


Panna Anna miala samolot bardzo z ranna- o 6.40. W domu walizka wazyla 23 kg, na wadze testowej na lotnisku: 23,4, a na wadze przy odprawie wazyla najmniej korzystnie, bo 23,6. Oni chyba specjalnie podkrecaja te wagi, zeby ludzie placili za nadbagaz :] Zamrugalam rzesami, wspomnialam cos tam o calym dobytku zyciowm upchnietej w tej malej, biednej walizeczce i jakos przeszlo :P
Jak startowalismy to zawazylam, ze sam premier przylecial mnie pozegnac i mi pomachac.
Bardzo milo z jego strony.


Lot do Monachium minal bardzo szybko. Jak juz szlam do okienka przepuszczajacego ludziki na dalszy lot dostalam sms od Patrycji, ze tez juz jest na lotnisku. Wiec umowilysmy sie przy WIELBLADZIE :P heheh Stanowisku do palenia CAMEL. Nie sposob go nie zauwazyc wiec miejsce spotkania bardzo dobre. I za 10 minut pojawila sie Patrycja.
Od tej chwili czas lecial duzo szybciej, bo nie trzeba sie bylo nudzic samemu czytajac wszytskie mozliwe ulotki, informatory itd :]
Dzien wczesniej dostalysmy maila od InterExchange, ze z nami leci na szkolenie jeszcze niemka i austriaczka.  Ale madre,sprytne dziewczynki nie sprawdzily jak  tamte dziewoje wygladaja wiec co, jakas mloda przestraszona istota sie pojawila to my z Partycja :" Tyyy,moze to taaaa, tak jakos aupairowato wyglada. O nieee, zobacz nastepna przyszla. Moze to ta?" I tak przez 1,5 godziny :P
W koncu pare dziewczyn odpadlo, bo jak rozpiely bluzy, to okazalo sie, ze maja a jakze urocze,identyczne koszulki z Cultural Care AP Jak klony! Dobrze, ze nas to ominelo :P
W koncu wpakowalysmy sie do samolotu.


Mialysmy osobno miejsca, ale rozwiazalam to tak:
podchodze, patrze a na miejscu obok mnie siedzi mlodzieniec. Mlodzieniec sie ucieszyl,ze wylosowalam miejsce kolo niego, a ja mu przywalilam" a bo tam siedzi moja kolezanka i my chcemy siedziec razem, to pan sie przesiadzie okey ???"  Powiedzial, ok, i zanim zaczal marudzic, ze Patrycja miala miejsce przy oknie a on nie lubi tam siedziec, to Pati juz sie rozmoscila na siedzeniu obok mnie :D I tak sie moscilysmy przez caly lot do NY.  Niestety szczescie nam troszke nie dopisalo i na 300 monitorkow w samolocie nasze dwa byly uszkodzone :P hahah Obraz byl w migajace paski i nieostry, a Patrycji czasem czarno-bialy . Jeden film udalo sie obejrzec, ale wiecej moje oczy nie daly rady przyswoic.  Najbardziej  mi zalezalo na zrobienu zdjec monitorkom, ktore wyswietlaly gdzie sie znajdujemy, jak szybko lecimy itd. Cos tam udalo sie zlapac:




Jedzenie bylo dosc dobre mimo iz na takie nie wyglada :P tadam:





Widok z okna przez caly czas byl taki:

albo taki:


i tak na zmiane :P
Po jedzeniu i siescie rozdano nam formularze do wypelnienia. Glownie to trzeba przepisac adres gdzie sie bedzie w stanach i dane osobowe. W razie czego stewardessy odpowiadaja na pytania. Jak sie ktos pomyli (podrawiamy Patrycje i Anie :P ) to daja nowe kartki. Wiec mozna sie mylic pare razy. (pozdrawiamy Patrycje i Anie :P). Na jedynym druczku jest pytanie o wwozenie jedzenia. Ja zaznaczylam "TAK", bo w koncu szmuglowalam ptasie mleczko,chalwe i torcik wedlowski :P Lepiej uczciwie sie przyznac, bo nigdy nie wiadomo co towarzysze amerykanscy wymysla. I jest tez pytanie o wartosc rzeczy, ktore wwoze to USA i ktore tam zostana. Kwota nieopodatkowana jest do 100$, ale radze wam wpisac ok 30-50$.
No i tak sobie lecim, i lecim. Szczecin juz dawno temu minelismy....i w koncu ukazal sie amerykanski lad:

 zobaczcie jak rowniutko stoja te domki! Kopiuj,wklej,kopiuj,wklej,wklej :]



Jak samolot zakrecal na lotnisko to udalo mi sie zlapac TO,tam male w tle:


Nasz pierwszy rzut oka na Manhattan :)
Niestety jak ladowalismy to tak sie zlozylo ze asfalt na lotnisku nam zwineli:




Po wyjsciu z samolotu zagadaly do nas dwie dziewczyny, ktore okazaly sie poszukiwanymi przez nas aupairkami z De i Austrii.

Juz w silnej i zwartej grupie ruszylysmy do okienek wpuszczajacych do USA. O mamooo jaka kolejka tam byla! Ja sie pytam ZA CZYM KOLEJKA TA STOI?? Dopchanie sie do okienka zajelo nam 1,5 h. Sprawdzili wszytskie dokumnety dokladnie, zeskanowali paluchy, odpytali po co jade, gdzie, jakie dzieci, dodali ze wspolczuja ze trafiam akurat na wakacje, postawili pieczatke i wpuscili do USA. AAAAAAaaaAAAA :D:D Do USA :D Poczekalam na dziewczyny i poszlysmy po bagaze.
Moje pierwsze miliony dolarow wydalam na wozek do bagazu :P Wszystko przylecialo na szczescie :)
Po odebraniu bagazy jest kolejna kontrola, skanowanie toreb i rewizja.  I przechodzi sie przez drzwi i juz. I juz sie jest TAM> TU> USA.

Zaraz po przejsciu przez te drzwi po lewej stronie jest takie stanowisko:




Tu trzeba podejsc i zamowic Shuttle Bus, ktory zbiera ludzi z terminali i rozwozi po hotelach. Kosztuje to ok 18$ plus napiwek. Kazda z nas dala wiec 20$ i byl spokoj.
Do hotelu jechalismy godzine, bo byly korki. A my przez caly czas siedzialysmy z twarzami przylepionymi do szyb i jedyne na co bylo nas stac to WOW, WOOWW, WOWOWOWO :P

Hotel jest w samym centrum.
Jam Ci ona przed hotelem:



Pokoj wygladal tak:




  A kiedy podnioslo sie zaslone:



Tak, tak robaczki to jest Empire State Building :D

Na dole w recepcji siedziala koordynatorka szkolenia.
Rozdala nam torby z calym zestawem Mala-Au-Pairka. Zestaw wygladal tak:




W srodku byly informacje o szkoleniu, kolejne dokumenty dla nas, bilet do pokoju i kartki na obiad w restauracji hotelowej.

Dalysmy sobie 1,5 godziny na re-fresh po kikunastu godzinach telepania sie samolotami i taksowkami, i umowilysmy sie ze idziemy cos zjesc i poszukac jakis drobiazgow ktorych pozapominalysmy z domu.
Po wyjsciu z hotelu buchnelo w nas takie goraco, ze az sie cofnelysmy! GORACO.  DUSZNO. TLOCZNO. GLOOOOSNO i SMIERDZI! Takimi slowami opisalysmy z Patrycja zgodnie nasze pierwsze wrazenie po wyjsciu do miasta. Nie moglysmy nigdzie znalezc normalnego spozywczaka,zeby kupic picie i inne pierdoly :P Na kolacje udalysmy sie nie gdzie indziej jak do MCDonka. Nawet to bylo niecodzienne, bo wielkimi cyframi w menu byly wypisane kalorie, a nie ceny :P Absurd dnia: przy kasach byla kartka ze przy kupowaniu jedzienia za ponad 20$ sprawdzaja dowod :P hahahha.
WELCOME TO AMERICA!


Na koniec pokemony wymeczone podroza:

CDN.