środa, 6 czerwca 2012

Kroczek w roczek.

W sumie nie kroczek, a krok.
Milowy.
Kilka tysięcy milowy.
Czyli wbrew pozorom z Gdyni nie jest tak blisko do San Francisco...

Tak, tak moi drodzy parafianie: dziś stuknął mi równo rok od kiedy postawiłam swoją stopę na amerykańskiej ziemi.
Prosimy brawa.
Brawa za odwagę. Że się zdecydowałam.
Brawa za samodzielność. Że jakoś przeżyłam.
Brawa za przygodę. Której nigdy nie zapomnę.
Brawa na zachętę. żeby w drugim lepiej było jeszcze lepiej, więcej i wycieczkowiej.
I wielkie brawa dla was za cierpliwość. Że chce wam się czytać moje filozofie.

Szczerze: to nie sądziłam, że to tak szybko zleci.
Przeczytałam dziś moje posty z przygotowań do wyjazdu.
To na prawdę było tak dawno?
Te wszystkie ochy i achy, że wowwww Anka jedzie do Stanów.
Przecież to jak inna planeta!
Za oceaaaaaanem.
Hen dalekoooo.
Przecież świat się kończy na Europie.
Potem jest pach w przepaść i tyle.
A tu się Ance zachciało wybrać za tą przepaść.
Do Hameryki!
Pytali się  mnie: "Po co Ci to?
Magistra byś porządnie zrobiła, pracę znalazła, za mąż wyszła!
Rodziców tak zostawisz? A siostra to się chyba zapłacze!
Też coś, celu w życiu Ci się zachciało szukać, pfff.
I to tak daleko! Europa Ci za mała?"
No widać za mała.
Magistra można i na uniwersytecie trzeciego wieku zrobić, a wyższe wykształcenie i tak już mam.
Pracy nie ma i jak jest każdy wie.
Męża nie ma i jak jest każdy wie.
Familia: szczęśliwe dziecko to szczęśliwi rodzice.
Choć stęsknieni to szczęśliwi.
Bez Skype byśmy umarli.
Siostra bardzo nie płacze, bo Hamerykanka przysyła torebki z Victorii Secret, pierdoły różnotematyczne i cokolwiek co pachnie Stanami, więc nastolatkowe potrzeby konsumencko-lansiarskie są zaspokojone.
Plus ma jeszcze mój pokój do dyspozycji.

No więc po co?
Bo tak!
Bo tak czułam i już.
Los wyczuł dobry moment i wyciągnął mnie z czarnego dołka i marazmu.
Nie jest też tajemnicą, że ja nie marzyłam o tym wyjeździe jak większość dziewczyn.
Nie chciałam być au pair w usa za wszelką cenę i to koniecznie w wymarzonym miejscu.
Podziwiam was dziewczyny, za waszą determinację, upór i cierpliwość w czekaniu na idealne rodziny.
Mnie się wyjazd trafił niechcący.
Przez przypadek.
"-Chciałabyś pojechać?
- W sumie to bym chciała "
Pstryk. I piszę z Ameryki.
Jeśli miałabym to jeszcze raz zrobić- zrobiłabym.
Chyba nie muszę pisać ile zalet ma taki wyjazd.
Przede wszystkim tego co zobaczyłam w ciągu tego wyjazdu nikt mi nigdy nie zabierze.
Za rok wrócę do Polski i będę bez magistra, bez pracy i bez męża, ale będę miała miliony wspomnień, tysiące zdjęć z miejsc, które odwiedziłam i drugie tyle magnesów na lodówkę.

Summa summarum:
jest super.
I będzie super w przyszłym roku też.


gdyż ponieważ:

I Left My Heart In San Francisco.....




Zakończmy to moim ulubionym filozoficznym cytatem, coby pozostać w uroczystym nastroju rocznicowym:

"Pielęgnuj swoje marzenia. 
Trzymaj się swoich ideałów. 
Maszeruj śmiało według muzyki, którą tylko ty słyszysz. 
Wielkie biografie powstają z ruchu do przodu, a nie oglądania się do tyłu. "
Paulo Coelho


 Obecnie maszeruję w rytmie:

http://www.youtube.com/watch?v=5w-NrLK4gdg&feature=related

16 komentarzy:

  1. zazdroszcze tego San Francisco! tez bym chciala tam byc au pairka, tylko chyba za bardzo sie boje tej odleglosci od domu.
    pieknie tu u cb!
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja rowniez zazdroszcze! I to prawda, chociaz bez magistra, meza ale to co przezylas , tego Ci nikt nie odbierze. Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wow, to juz rok! Zazdroszcze wytrwalosci, mam nadzieje, ze i ja okaze sie pozadnym ninja ;) Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Już wracasz?
    Szkoda szkoda, fajnie się czytało!
    pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Lekko melancholijne, ale bardzo miłe do czytania podsumowanie :) Oby Ci się przez następny rok wiodło tak dalej! Bez męża, magistra i innych niepotrzebnych głupot. A z cytatem zgadzam się całkowicie ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. wzruszyłam się trochę, troszeczkę :)
    czytałam Twojego bloga w zeszłym roku przed wyjazdem, sama wtedy szykowałam się do wakacyjnego aupairowania w Anglii, ale nie wypaliło, teraz Ty kończysz tą przygodę, a ja swoją zaczynam..
    pozdrawiam cieplutko !

    OdpowiedzUsuń
  7. Jak to dziewczyny Anka 'kończy przygodę'? Czyż nie zdecydowała się zostać rok dłużej? Albo to ja się już pogubiłam... ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Allie chyba źle zrozumiała ;P

    Mam nadzieję, że przez cały przyszły rok też będziesz pisała :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Oczywiście, że zostaje na drugi rok :)
    I na pewno będę pisać :D

    OdpowiedzUsuń
  10. oj przepraszam :)
    no to super, powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
  11. A powiem jeszcze Panno Anno, że Twój blog zainspirował mnie do bycia au pair, trafiłam tutaj jeszcze podczas zastanawiania się nad tym wszystkim, a teraz za 3 tygodnie wyjeżdżam :)
    I to jeszcze Gdynianka, prawie sąsiadka!;)

    OdpowiedzUsuń
  12. Też tak chce tyle przeżyć. Szczęściara z Ciebie.

    OdpowiedzUsuń
  13. Rok błyskawicznie zleciał! :)
    Drugi pewnie tak samo szybko minie
    Życzę Ci jeszcze więcej przygód :)

    OdpowiedzUsuń
  14. Dzięki dziewczyny za wszystkie miłe słowa! :) Aż się szczerzę do kompa :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Faktycznie rok zlecial blyskawicznie, pamietam jak pisalas o przygotowaniach do wyjazdu:) Mnie roczek stuknie we wrzesniu i tez przedluzam sobie moja "kariere":D ale nie w tym samym miejscu. Zasile grono au pair w San Francisco, bo z Malvern blisko do San Francisco:D Mam nadzieje, ze sie kiedys spotkamy:)

    OdpowiedzUsuń
  16. Zazdroszczę bardzo :)
    Ja jestem na etapie zakładania konta, lada dzień zacznie się poszukiwanie rodziny.
    Ja zawsze zapierałam się rękami i nogami jak mnie chcieli w wakacje wysłac do Anglii, nie wyobrażałam sobie zostawić rodzinę i moje dziecko (psiaczka).
    Decyzję podjęłam mega spontanicznie- czasami sama się sobie dziwię, że się odważyłam.
    Wiele osób mówi mi "po co Ci to, czemu tak daleko, nie żal Ci rodzinę i psa zostawić?
    A no żal, ale jak teraz nie zrobię czegoś ze swoim życiem to zwariuję! :)
    Spontaniczna decyzja najlepsza, tak to pewnie bym sie zastanawiała wieki i bym sie nie odważyła.
    A propos męża- moja mama silnie wierzy, że tam znajde kogoś w końcu :P

    A tak na koniec to uwielbiam Cię czytać- Twój styl pisania jest genialny.
    Życzę kolejnego udanego roku w Juesej :D
    A ja wierzę, że i mi się uda wyjechać.
    Jeśli gdzieś w Twoje okolice to się odezwę na pewno!

    Sylwia
    sylwia-m-18@o2.pl

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń