Trzęsł się samochód.
Trzęsła się ziemia.
Trzęsło się trzęsienie.
A na końcu najabrdziej trzęsły mi się ręce.
Earthquake from To-Do-List: CHECKED!
A było to tak:
czekałam wczoraj na parkingu niedaleko szkoły młodych i użerałam się przez telefon z wydziałem DMV w Sacramento, który to powiedział mi, że na prawko to mogę sobie nawet i pół roku czekać, bo oni muszą sprawdzić wszystko mega dokładnie czy abym na pewno była tu legalnie.
Wtedy już zaczęło się we mnie coś trzęść ze złości.
A potem samochód zaczął się bujać.
Lewo, prawo, góra, dół.
Naprawdę mocno.
Oczywiście przemknęło mi przez myśl, że to może trzęsienie ziemi.
Jednak rozsądek obstawał przy swojej pierwszej wersji, czyli: silnik się krztusi, samochód się psuje i pewnie zaraz wybuchnie, rozleci się na milion kawałków a dzieci spóźnią się na chiński.
Na szczęście pojechał jak trzeba i ustawiłam się grzecznie w car line i wtedy dostałam sms od koleżanki: "czułaś trzęsienie? właśnie w tv o tym mówią "
Oj czułam czułam.
Czyli jednak miałam dobrą pierwszą myśl.
Trzęsienie nie było niby aż tak duże, bo tylko 4 stopnie, ale epicentrum było bardzo blisko, w Berkeley, dlatego było je tak dobrze czuć.
Było pod samym campusem UC Berkeley.
Może po prostu studentom chemii jakieś doświadczenie nie wyszło....
I tak oto przez cały dzień się cieszyłam z tego, że zaliczyłam pierwsze, kalifornijskie trzęsienie ziemi.
Wieczorem już mi nie było tak do śmiechu....
Po 20.00 siedziałam na łożku z kompem, a tu nagle rzeczy na biurku zaczynają się przesuwać, drzwi skrzypią, łóżko skrzypi i słuchać taki dziwny, dudniący dźwięk.
To już nie było tak fajne jak to trzęsienie rano.
Mój pierwszy odruch? Złapałam za telefon.
Czemu?
Nie wiem :P
W sumie dobrze.
Dom jest postawiony na mega stromym wzgórzu, więc jakby porządnie zatrzęsło, to się ślizgamy prosto w dolinę a cała chałupa leci na mój pokój.
Z telefonem by mnie przynajmniej szybko zlokalizowali.
Jak już przestało to poleciałam zobaczyć co robią hości z dziećmi.
A oni jak gdyby nigdy nic czytali im bajki.
Więc wróciłam z moimi strasznie trzęsącymi się rękoma do pokoju.
I potem do poźnej nocy reagowałam nerwowo na każdy trzask czy skrzypnięcie.
Pytałam się dziś Młodych czy coś czuli wczoraj wieczorem, to powiedzieli, że tak i nawet stali przez chwilę z rodzicami pod ramą drzwi.
Żeby było śmieszniej, tego dnia w całym stanie jedncześnie odbywały się wielkie ćwiczenia właśnie na wypadek trzęsienia.
Nazywa się to The Great California Shake Out. (http://www.shakeout.org/)
O godz 10.20 wszyscy chowają się pod ławki, stóły łóżka lub cokolwiek gdzie by wskoczyli w razie prawdziwej katastrofy.
Fachowa nazwa tej czynności brzmi: Drop. Cover. Hold On.
W szkołach przeprowadzane są próbne ewakuacje, nauczyciele rozmawiają z dziećmi jak się zachować, gdzie pójść itd.
Hostka mi kiedyś opowiadała, że dzieci muszą raz na jakiś czas przynieść taki zestaw małego earthquak' owego survivalowca z wodą, suchym jedzeniem,latarką, apteczką itd i razem z nauczycielem sprawdzają czy wszystko jest sprawne, świeże i przydatne.
W sklepach można takie zestawy za 20$ kupić.
Tak obywateli od przedszkola szkolą.
Są przygotowani tak na wszelki wypadek.
A u nas drogowcy co roku są zaskoczeni, że zimą śnieg pada.
Mimo, iż to dużo łatwiejsze do przewidzenia i zapobiegnięcia niż trzęsienie ziemi.
Eh. Cóż.
Żeby było jeszcze trochę śmieszniej to 22 lata temu, trzy dni wcześniej -17.X.1989, miało miejsce tzw The Loma Prieta earthquake - największe trzęsienie ziemi od czasu w tego, które zmiotło San Francisco w 1906.
Miało siłę 6,9 w skali Richtera, zabiło 63 osoby, prawie 4000 osób zostało rannych a tysiące zostało bez dachu nad głową.
Trzęsienie to zasłynęło jeszcze tym, że jako pierwsze wystąpiło na żywo w TV.
Jak?
W tym czasie rozgrywany był mecz baseball'owy San Francisco Giants vs Oakland Athletics.
Podsumowując:
następnym razem już będę wiedziała, że jak już złapię za ten telefon to mam biec pod biurko :)
A teraz:
Come on, shake, shake
Shake, shake, shake it
Shake, shake
Shake, shake, shake it :P
Choć zabrzmi to idiotycznie, to... strasznie Ci zazdrościmy. Już prawie rok czasu tu jesteśmy i nic, nawet lekkiego, malutkiego trzęsienia. Ale jutro lecimy na Hawaje, tam też podobno buja, więc może tym razem?
OdpowiedzUsuńJa natomiast nie zazdroszczę, ale dobrze, że nic ci się nie stało ;)
OdpowiedzUsuńwoooh no ładnie ładnie!!!! ;]
OdpowiedzUsuńA ja jak zwykle nie mogę w Niemczech obejrzeć polskiego filmu na youtube :(
OdpowiedzUsuńPamiętaj, pod biurko!! :)
ja kiedyś przegapiłam trzęsienie w Polsce,bo byłam w tym czasie w Poznaniu, a ponoć w Grudziądzu moim wszystko się trzęsło ;D a jak wróciłam do domu, to szafki byly pootwierane ;o
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawa historia. Przyznam się teraz publicznie, że trzęsienia ziemi w USA zawsze mnie przerażały. Coś mi się ubzdurało, że pewnego dnia ziemia zatrzęsie się w okolicach Yellowstone ( które jest defacto wulkanem). W efekcie dojdzie do aktywizacji i erupcji a potem ludzkość zginie na skutek długiej "zimy wulkanicznej" :P Ale pewnie się mylę,
OdpowiedzUsuńBaraka nie straasz!!!!! :P Ja się zawsze takimi wizjami przejmuję :]
OdpowiedzUsuńTakie małe rzęsienie fajna rzecz.
A CA ma to do siebie, że się buja co chwilę tyle, że nie czuć.
I oby przez najbliższe dwa lata bujało się tak po cichu.
ajj myślałam,że pokażą na tym filmiku jak się wszystko trzęsie :D
OdpowiedzUsuńuwielbiam Twoje wpisy btw. ;)
za dużo to nie widać, ale można usłyszeć reakcje ludzi :) i kamera trochę się trzęsie :P
OdpowiedzUsuńdziękuję dziękuję :)