wtorek, 23 października 2012

Let's fly!! Hawaii vol. 2

Hawajskich opowieści ciąg dalszy.
Poprzedni post był o tym co pod wodą, a dzisiejszy będzie o tym co jest nad.
Sporo nad.
300 stóp czyli około 100 metrów.
Dla porównania to jakbyśmy siedzieli na czubku Big Bena lub położyli jedną Krzywą Wieżę na drugiej,  lub  sporo wyżej niż Wieża Mariacka w Krakowie.
O co chodzi?
Chodzi, a w zasadzie leci o  parasailing.
Jak to, gdzie to, co to, za ile to, jak długo?
Jak: idziemy do jednego z kilkunastu biur z wycieczkami
Gdzie: wzdłuż plaży Waikiki
Co:  lot na spadochronie na uwięzi :)  siedzimy sobie na uprzęży pod spadochronem, który podczepiony jest do 200 metrowej linie (600feet) i jesteśmy tak ciągnięci  przez motorówkę.
Ile: chyba około 15$. na prawdę zapomniałam....
Jak długo: transfer z/do hotelu plus lot = 1, 5h



Wyglądało to tak:
uzbroiłyśmy się z Pati w nasze szykowne buty do pływania i wzięłyśmy nasz szykowny wodoodporny aparat i czekałyśmy na nasz pick up.
W busie siedziały dwie Chichoczące Japonki i "słitaśna" Para Zakochanych.
Japonki świergoliły po swojemu przez całą drogę a Zakochańce trzymały się za rączki i nerwowo zaczęli się pytać czy my z Pati  już leciałyśmy, czy to niebezpieczne itp.
A my tam już podskakiwałyśmy z ekscytacji i nie mogłyśmy się doczekać!
Zawieziono nas na drugi koniec Waikiki i wsadzono do małej motorówki.
Na dzień dobry kamizeleczka wodoodporna, kuloodporna i rekinoodporna.
Następnie uprząż końska.



Noga tu, ręce tam, to pod tyłek siam, to pod uda.
I albo się nie spaść uda, albo się nie uda .
W końcu po 10 minutach od wypłynięcia Panowie Z Motorówki wypuścili spadochron.




Japonki przestały się chichrać, a Zakochańce zbladły.
A my tam z Pati zdjęcia, ujęcia i dawaj chcemy jako pierwsze lecieć!
PICK USSS!! PICK USSS!!!
Niestety Pan Z Załogi miał swoje  tajne wyliczenia ciężarowe i zostałyśmy zepchnięte do drugiej rundy.
Na dodatek musieliśmy lecieć w trójkę.
Więc jako, że była nas szóstka to Japonki zostały rozdzielone i jedną dostałyśmy my.
Taki gratis.
Manewr startujący polega na tym, że przesuwamy się z naszą końską uprzężą na tył łódki.
W zasadzie to suniemy naszym siedzeniem, po pokładzie, i to jeszcze tyłem.
Dopiero wtedy podczepiają nas równolegle do kolejnej uprzęży.
Coś jakby belka nad nami.
I wtedy wyuszczają linę i my frrUUUUUUUUUUUUniemy tyłem na samą górę.





Niesamowite uczucie!!!
I nagle STOP.
I dyndasz nogami.


Dyndasz nogami nad oceanem.
Dyndasz nogami nad oceanem jak na huśtawce.
Dyndasz nogami nad oceanem jak na huśtawce z widokiem na nieziemską wyspę i plażę Waikiki!




Ja dyndałam nogami jak szalona, robiłam zdjęcia i darłam się, że kocham swoje życie, że chcę jeszcze raz lecieć, że jestem zakochana w Hawajach i takie tam farmazony.
Za dużo hormonów szcześcia...
Człowiek upojony szczęściem wygląda tak:



Japonka niczym nie dyndała, nie robiła zdjęć, nic nie krzyczała.
Trzymała się kurczowo linek i tyle.
Co robiła Pati?
Nie wiem.
Siedziała za Japonką, więc nie widziałam jej dobrze, no i na dodatek byłam otumaniona swoimi hormonami szczęścia, zajęta rozglądaniem się i podziwianiem widoków.



Takie nas dyndające przeciągnęli przez około 5 minut za motorówką.


Nam wydawało się, że było to 5 sekund dlatego, kiedy zaczęli nas ściągać zaczęłyśmy krzyczeć "ohhhh NO NO , we wannnttt moreeeee!!!"
Niestety nie bylo MORE.
Wylądowałyśmy gładko tam gdzie startowałyśmy.
Na wstępie uprzedzano nas, że czasami trzeba lodować w wodzie i pouczyli  nas co się wtedy robi, żeby spadochron nas nie udusił i wcisnął do wody.
Jak się potem dowiedziałyśmy, przy dobrych warunkach można ładnie poprosić o lądowanie w wodzie.
To już się chyba domyślacie jak będzie wyglądał nasz następny lot...
Na motorówce Japonki zaczęly chichotać z powrotem, Zakochańce przytulone, zabuziaczkowane i dumne, że wspólnie przeżyły okrutnie niebezpieczne wydarzenie a my: szaleństwo!!
Podskakujemy znowu na siedzeniach i się drzemy, że chcemy jeszcze raz, że następnym razem na najdłuższej linie- 1000 ft czyli ok 300 metrów, co będzie oznaczało, że będziemy jeszcze wyżej niż teraz...


Piosenka w mojej głowie?
Zdecydowanie "Lift Me Up" Moby'ego
Tak. Tytuł pasuje wręcz idealnie.



A tak odchodząc od tematu to jak kiedyś napiszę książkę to na pewno dołączę do niej soundtrack. O!
Bo o ile przyjemniej czyta się o nurkowaniu słuchając "Under The Sea", ogląda zdjęcia z rodeo przy "Walk The Line" lub wspomina Cali przy "California Dreaming"?



                                                                    Pure Happines.



 Hello. Goodbye. Let's Fly!!


8 komentarzy:

  1. Uwielbiam zdjęcia z tej notki i Twój zabawny sposób zdawania relacji. ;D

    Zakochani pewnie od razu po pobiegli wziąć ślub, wdzięczni, że przeżyli. ;)) Ja bym tak zrobiła. ^^

    OdpowiedzUsuń
  2. Ej to chyba musi być bardzo ciekawe i wspaniałe przeżycie ! Aż sama chcę spróbować. Ale chyba najgorzej dla mnie było by z lądowaniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo radośnie. Bardzo zazdroszczę. Bardzo pozdrawiam :)

    Jo

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale super!! Napiszesz ile mniej wiecej Was wyniosly te wakacje? Za lot, hotel itp? Z góry dziekuje bo tez planuje wakacje na Hawajach i nie wiem ile musze do skarpety naskladac :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak, tak wszystko opiszę w kolejnych postach :)

    OdpowiedzUsuń
  6. zazdroszcze :P jesteś mega pozytywną osobą i zarażąsz ludźmi dobrym humorem :* super się Ciebie czyta ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale to musiało wam sprawić radości i frajdy, uśmiechy od ucha do ucha :D

    OdpowiedzUsuń