wtorek, 9 kwietnia 2013

Urlop. Week 14. 365 Project.

Ciszy i spokoju ciąg dalszy.
Ale tylko przez trzy dni, bo potem się zapakowałam i pojechałam na długo wyczekiwany wyjazd od Chicago.
O samym mieście napiszę kilka osobnych postów, bo zrobiłam tam mnóstwo rzeczy i wszystkie warte odwiedzenia.
A teraz skrót tygodnia.

91/365
Leniwy poniedziałek,
Wyspałam się za wszystkie czasy.
Potem wyciągnęłam maszynę do szycia, bo znajoma poprosiła mnie, żebym zwężyła marynarkę i kamizelkę dla jej synka na pierwszą komunię.
Więc bawiłam się w rozcinanie poszewki, zaznaczanie, obszywanie i odpędzanie kota, który uważał łapanie kręcącej się szpulki nitki za bardzo zabawane.
Wszystko wyszło elegancko, nawet lepiej niż myślałam.
Potem skróciłam sobie jeszcze jeansy, bo nóżki krótkie jak u kaczuszki i wszystkie spodnie mam zawsze za długie.
I tak mi dzień zleciał.
Wieczorem pojechałam zjeść sobie chińszyznę, kupiłam litrowe lody i chlipałam do jakiegoś romansidła w TV.
Pełen chilllll out.




92/365
Dziś zabrałam się za sprzątanie pokoju.
Takie porządne porządne, bo nastepnego dnia miała przyjść ekipa remontowa i w końcu naprawić tą przeciekającą dziurę w suficie.
Wywlokłam wszystkie graty z pod łóżka do drugiego pokoju i musiałam niestety ściągnąć moją dwuletnią dekorację ze ścian.
Odlepiałam zdjęcie po zdjęciu.
Przy każdym głupkowato się śmiałam, bo przypomniała mi się jakaś historia z nim związana.
I tak jedno....za drugim...
Każde z nich pokazywało mi jak bardzo się tu zmieniłam, nie tylko fizycznie (  tak, tu się tyje od amerykańskiego powietrza i tego się będę trzymać! o ! :) )  ale i psychicznie.
Ile zobaczyłam!
Ile super rzeczy zrobiłam!
I na końcu kiedy już wszystko oderwałam to zrobiło się dziwnie pusto.
Pokój zrobił się taki zimniejszym, już taki "nie mój".
Chyba można uznać, że etap zwijania się do domu oficjalnie rozpoczęłam...




93/365
W czwartek z samego rana miałam samolot a ponieważ z East Bay o tej porze ciężko się wydostać czymś innym niż taxi lub samochód, to pojechałam w środę do Patrycji do SF, żeby u niej przenocować i potem mieć bliżej do lotniska.
Pata pracowała a ja skorzystałam z karty jej hostów  do California Academy of Science i przeszłam się zobaczyć jeszcze raz wszystko na spokojnie.
Raz byłam tam z dzieciakami, ale wiadomo jak wygląda takie zwiedzanie :]
Największą atrakcją tego muzeum jest aligator albinos Claude.
Claude przyjechał do Californii z Florydy gdzie większość jego białych kolegów zostaje natychmiast zjedzona.
Bo jak się domyślacie biały, rzucający się w oczy kolor, nie jest zbyt bezpieczny w dżungli i wręcz krzyczy ZJEDZ MNIE.
A tak albino leży sobie godzinami bezpiecznie w swoim prywatnym bagienku i jeszcze mu za to płacą :)

 

94/365
Chicagooooo.
Ku mojemu zaskoczeniu powitało mnie piękną pogodą.
Do miasta pojechałam prosto z lotniska i chodziłam po centrum przez 6godz, bo Natalia, u której spałam pracowała do 20.00.
Cały dzień przechodziłam ciągnąc za sobą swoją walizkę, co jak się domyślacie nie było zbyt wygodne.
Pytałam się w milionie miejsc czy jest gdzieś w centrum przechowalnia bagażu, ale każdy kręcił przecząco głową.
Więc ja i moja walizka turlałyśmy się po mieście.
Oczywiście natychmiast gdy wysiadałam pojechałam do Millenium Park, w którym znajduje się fasolka vel Cloud Gate.
Znajdziecie mnie w odbiciu?
Takie małe, w różowym polarku z zieloną walizką u boku.


95/365
Chicago day 2.
Słońce w pełni, więc wykorzystałam to na zwiedzenie miasta.
Z samego rana  "wdrapałam się" na niegdyś najwyższy budynek na świecie: Sears Tower- dziś nazywane Willis Tower.
Cel: Skydeck, czyli cztery balkoniki zbudowane z przeźroczystego szkła na wyskości 413 m.
Dla porównania: taras widokowy Pałacu Kultury i Nauki jest na wys114 m.
Widok z wieży-rewelacja!
Wejście na ten balkon- bezcenne!
Jeśli ktoś ma choć trochę lęk wysokości to nie polecam.
Ja się tam kładłam, siadałam i skakałam.
To takie czarne tam co się opiera o scianę to ja.



96/365
Cały dzisiejszy dzień spędziłam w Museum of Science & Industry.
Poszłam tam ze względu na jedną wyjątkową wystawę pt Animal Inside Out, której autorem jest Gunther von Hagens.
Jest to bardzo kontrowersyjny anatom/lekarz/artysta, który opracował nowatorską metodę preparowania ludzkich zwłok nazwaną plastynacją.
Tą metodą "konserwuje" zwłoki, pokazując nasze wnętrzości, mięsnie i kości, a potem przedstawia je na wystawach.
Jak łatwo się domyślić towarzyszą temu wielkieeee kontrowersje.
Ja uważam, że nie ma w tym nic złego, jest to wyjątkowe pokazanie ludzkiego ciała, zajrzenie do jego wnętrza i gdybym kiedyś mogła oddać swoje cielsko w takim (lub badawczym/lub przeszczepowym) celu, to bardzo chętnie to zrobię, o czym wie moja rodzina.
W końcu mi będzie to i tak obojętne :P
Czaiłam się na jego poprzednie dzieło- Body Worlds już jakiś czas, ale zawsze mi gdzieś uciekała,  więc baaaardzo sie ucieszyłam, że akurat w Chicago otworzyli jego drugą wystawę- tym razem ze zwierzakami w roli głównej.
W środku nie można było robić zdjęć, więc pozostało mi uwiecznienie wejścia.
Struś pozbawiony skóry wyglądał dokładnie tak jak ten na plakacie.
Spędziłam tam ponad godzinę, oglądając mięsień po mięsniu, żyłkę po żyłce wszystkich zwierzaków tam wystawionych.
Więcej o tym napiszę potem.
I jakkolwiek dziwnie by to teraz zabrzmiało: wystawa była świetna, unikatowa i wyszłam zachwycona.



97/365
Ostatni dzień w Chicago.
Poszłam dziś do Field Museum,w którym znajduje się największy i prawie w całości zachowany szkielet tyranozaura pieszczotliwie nazwanego Sue.
Więcej o Sue i innych dinozaurach również napiszę w osobnym poście.
Cały dzień znowu przechodziłam sama z walizką i mapą w garści.
A jak nie z mapą to z Googlemaps w telefoni.
I tak wieczorem, wymęczona po 4 dniach chodzenia po 8-9 h po mieście, pojechałam na lotnisko i marzyłam tylko o swoim ciepłym kalifornijskim łóżku.
Mimo, iż było wietrznie i momentami baardzo zimno, to muszę powiedzieć, że Chicago bardzo mi się spodobało.


4 komentarze:

  1. Mam pytanie czy w CALi bez samochodu NIE MA OPCJI się poruszać?
    Czy dla takiej biednej au pair to bez samochodu to jak bez ręki?:)
    Zastanawiam się, bo mam właśnie rodzinę na roomie z LA, ale bez auta ( więcej szczegółów dowiem się wkrótce) :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. szczerze: nie bierz rodziny u której nie będziesz miała auta. choćby nie wiem ile Ci obiecywali, że będą Cie podrzucać, odbierać itp. :] komunikacja miejska w cali istnieje tylko w ścisłym centrum wielkich miast a taxi są drogie. :)

      Usuń
  2. A czym przyklejałaś zdjęcia do ścian, że nie zostały ślady, a tynk nie odszedł?? Czuję potrzebę dekorowania mojego pokoju, a to wynajmowana klitka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. używam specjalnej dwustronnej taśmy. ona wygląda jak taka mała, cieńka pianka. jest sporo droższa od innych dwustronnych taśm i zawsze na niej pisze, że jest przeznaczona do obrazów lub plakatów.

      Usuń