czwartek, 21 marca 2013

Lecę, bo chcę!



Mówiłam, że polecę drugi raz?
Mówiłam! 
W sobotę o 15.30 miałam drugi lot.
Tym razem kupiłam normalną, godzinną lekcję, na którą dostałam zniżkę w podziękowaniu za pierwszy lot.
Kiedy weszłam do biura od razu mnie poznali i było : "ooo Anna welcome back!".
I nagle zza zakrętu wyszedł TopGun... ahhhhh.
Jak się uśmiechnął!!!
"Hi Anna, glad to see you againnn, cant get enough of flying ha?"
Marry me. Marry me.
Powiedział, że dopiero wyszedł z samolotu i musi iść coś zjeść, więc mam sobie polatać na symulatorze.
I dał mi PilotaJuniora do towarzystwa.
Przyszedł, usiadł koło mnie i mówi:" słyszałem od szefa, że dobrze latasz, no to zobaczymy co potrafisz..."
I jak zaczęliśmy to latałam na tym symulatorze ponad godzinę.
Lądowałam chyba z 5 razy, leciałam w burzy z piorunami, nocą, w mega gęstych chmurach i nawet włączył mi lądowanie bez mocy w silnikach.... i co- wylądowałam!!!
Siedział obok i mnie chwalił a ja pękałam z dumy.
Nawet nie zauwazyłam, że za plecami siedział mi TopGun!
Dopiero jak zaczął mówić, że mam wyczucie do manewrowania itp to zorientowałam się, że był w pokoju caaałą chwilę.
Nice Ania, nice.
I tak ich dwóch siedziało całą chwilę i komentowali, że ładnie skręcam, że ach och a mi aż płonęły policzki.
Się zawstydziłam. 
No i w końcu trzeba się było przesiąść do prawdziwego samolotu.



Zanim do niego dojechaliśmy TopGun powiedział mi co dziś mamy w planie.
Plan ambitny.
Potraktował mnie jako potencjalnego przyszłego pilota i zrobił normalną porządną lekcję.
Na dzień dobry dostałam całą checklistę jak przygotować samolot.
Tutaj 1/4 listy:






Standardowa procedura przed lotem.
Musiałam czytać na głos punkt po punkcie i on mi mówił gdzie to jest, jak to coś sprawdzić i ja to wszystko robiłam.
Obchodziłam cały samolot, sprawdzałam każde skrzydło, liczyłam śrubki,wspinałam się, żeby sprawdzić jaki jest poziom paliwa.
Robiłam wszystko.
Milimetr po milimetrze.
Kiedy już odblokowaliśmy koła, sprawdziliśmy cały samolot, przyszła pora na wturlanie się do środka.
I to samo: czytałam na głos checklist i naciskałam, przestawiałam, ustawiałam guziczki i przyciski.
Osobiście włożyłam kluczyki do stacyjki i odpaliłam bestie!
Tak w skrócie wyglądał środek: (opisałam najprościej jak umiałam :P )


 
Lista sprawdzona, wszystko jest to lecim!
Znowu jazda po płycie i ustawienie się do startu.
Jedyną rzecz, którą on robił przez cały lot to było rozmawianie z wieżą, nadawanie co robimy
i proszenie o pozwolenie na lądowania i starty.
No i fruuuuuuuuu!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Od razu jak wystartowałam poczułam na samolcie, że jest dużo większy wiatr niż ostatnio.
Bujało dużo mocniej.
Ustaliliśmy, że lecimy nad MtDiablo i porobimy różne manewry.
I ta część zasadniczo różniła się od pierwszego lotu.
Nad SF leciało się w lini prostej, potem trzy proste zakręty, lądowanie, dziękuję.
Moim zadaniem było trzymać stery i samolot w poziomie i tyle. 
On naciskał przyciski, ustawiał prędkość, położenie przodu itp.
A tutaj lecieliśmy pod mega różnymi kątami, zakręcaliśmy na maxa 360*, musiałam sama zmieniać co chwilę prędkość, położenia, nachylenia.
Do tego jeszcze nam wiało i bujało tym maleńkim samolocikiem.
Pomiędzy ustawianiem wszystkiego udało mi się spojrzeć parę razy na widoczki pode mną. 
Było przepięknie.
Zielone wzgórza, małe domeczki poustawianie jak od szablonu.
Cudownie.
Znalazłam zdjęcie w internecie, które dokładnie pokazuje krajobraz, nad którym leciałam:



Ale większe cuda były dla mnie w samolocie.
Na dodatek mój cudo-instruktor nadal chwalił i komplementowal moje manewry co mnie kompletnie rozpraszało.
Po 45 minutach zaczęliśmy wracać na lotnisko.
Wylądowałam a on do mnie: no to robisz rach ciach kółeczko i startujesz jeszcze raz.
A ja: WHAT? 
I smile :D
No i dawajjj jeszcze raz fruuuuuu górę!
Tym razem zrobiliśmy rundkę "po prostokącie" dookoła lotniska: cztery 90* zakręty.
Czzzaaad.
Lądowanko i koniec.
Mogłabym tak jeszcze milion razy startować i lądować.
Ale tylko z TopGunem.
Działał na mnie mega uspakająco.
Czułam się bezpiecznie przy tych wszystkich manewrach.
I świetnie się dogadywaliśmy.
Ahh marry me.
Po wylądowaniu ciąg dalszy sprawdzania checklisty i zabezpieczanie samolotu po locie.
W biurze TopGun wypełnił kolejną rubrkę wpisując wszystko co dziś robiłam.
Może kiedyś zapełnię całą książeczkę :)







 

17 komentarzy:

  1. Masz znaleźć na niego jakieś namiary i się do niego odezwać! To rozkaz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. halo Mamo, to Ty?? :P:P hahhahah

      Usuń
    2. Nie, to nie mama, ale każda rozsądna kobieta Ci to powie ;P
      Serio, serio, nic nie masz do stracenia, bo nawet jak Wam nie wyjdzie, za 2 miesiące będziesz na drugim końcu świata, a możesz dużo zyskać : ) Jesteś odważna, wiec jesteś w stanie to zrobić. Sama dobrze wiesz, że warto! ; )

      Joa

      Usuń
  2. tak raz dwa działaj a nie :P

    OdpowiedzUsuń
  3. Ania, na kawe sie umow, albo cos!!))

    OdpowiedzUsuń
  4. działaj Aniu działaj, świetna z Ciebie kobietka :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. DZIAŁAJ Z NIM! Ostatni czas w US a Ty nie korzystasz? :D A co Ci szkodzi! Raz kozie śmierć :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha ja tez bede Ci kibicowala i powiem : dzialaj!
    Jak nie wyjdzie, to trudno, ale przynajmniej nie bedziesz za rok czy dwa rozmyslala, "co by bylo gdyby". A poza tym, twojemu blogowi do perfekcji brakuje tylko love story. Bo mamy juz przygode, piekne krajobrazy, dzikie zwierzeta (tarantula), oraz czarne charaktery (tarantula oraz hosci ;) ) Dodaj historie milosna, i wydawnictwa beda sie bily zeby wydac twojego bloga. Tego Ci zycze i mam nadzieje, ze tak bedzie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "dzikie zwierzeta (tarantula), oraz czarne charaktery (tarantula oraz hosci ;) )" hahahahhaha :P dobre dobre :D
      no wiem, że jakieś love stroy by się przydało ale cóż...no taka ze mnie Ania :P
      ale w razie czego na potrzeby ekranizacji mojej książki coś się wymyśli :P hehe :P wątek z pilotem na pewno zostanie rozbudowany :)

      Usuń
  7. ja taka odważna jestem, że prędzej sobie tatuaż zrobię niż go na kawę zaproszę :P zaprosze, odmówi i potem będę przeżywać jak szczerbaty suchara :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nawet jak odmówi, to co? Świat się nie zawali. A poza tym NIE ODMÓWI!! ; P

      Joa

      Usuń
  8. Dawaj Ania!! i potem opisz pikantne szczegóły :-) każda au pair musi przeżyć love story :-)
    Trzymamy kciuki

    OdpowiedzUsuń
  9. A jak zabierasz dzieciaki gdzies do zoo czy starbucksa to ty za nich placisz czy hosci daja ci pieniadze na ich jedzenie itp ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Własnie tez chcialam zapytać o to. Bo większość Au Pair ma zazwyczaj przydzielone pewne sumy na wyjscia z dzieciakami i by im cos kupić. Jak to jest u Ciebie Aniu?

      Usuń
    2. ja nie mam ograniczonej sumy, ale kupuję z głową. jak gdzieś wychodzę z nimi np do ZOO, to oczywiscie kazde dostaje co chce do jedzenia, picia i ustaliłam im limit 7-10$ w gift shopach. sprawdza się to świetnie. :) potem daje rachunki hostom i oni mi oddają kasę.

      Usuń
  10. Ach! Tak zazdroszczę! Właśnie dziś dostałam wiadomość, że mogę pracować w NH, więc też czekam na moją kolejną Amerykańską przygodę :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. super! witamy w świecie maerykańskich au pairek :D oby rodzinka dopisała :)

      Usuń