piątek, 29 marca 2013

Gra w karty.

Ostatnio dominowały podróże, wojaże, przygody, więc pora na kalafiora, czyli coś praktycznego.
Dziś opiszę karty zniżkowe do sklepów.
Ameryka to kraj bonusów, ulg i przecen.
Prawie każdy sklep ma swoją kartę klienta i kusi promocjami wynikającymi z jej posiadania.
O założenie jej dopominają się za każdym razem kiedy podchodzi się do kasy.
Recytują to płynnie pomiędzy :" how are you doing" a "would you like a bag".
Zazwyczaj kartę dostaje się od ręki po podaniu adresu, nr telefonu i maila.
Jednak są też sklepy w stylu Macy's, Kohl's (ciuchy,kosmetyki itp z wyższej półki), których karta jest również kartą kredytową.
Na nią można dostać większe zniżki, ale haczyk polega na tym, że jest to również karta kredytowa, więc przez bank sprawdzają nasze średnie zarobki...
Jak się domyślacie pensja au pair kokosów nie przynosi.
Próbowałam aplikować w kilku sklepach i za każdym razem przychodziła odmowa.
Mam za to karty do zwykłych miejsc do których często zaglądam lub tzw sezon passy na różne atrakcje.
Fajną sprawą jest to, że gdy już dostaniemy kartę to bardzo często jest ona w dwóch wielkościach: jak karta kredytowa lub 1/3 takiej karty i dodatkowo można ją przyczepić do breloczka, co jest bardzo praktyczne.
A więc moje karty:





1. Library Card.
Wyrobienie zajmuje kilka sekund. Wystarczy podać adres i standardowe informacje.
W USA w bibliotece wszystko robi się samemu: biorę książkę, idę do stanowiska CHECK OUT, skanuję kod z karty i następnie kod z książki, drukuję paragon i do widzenia. Opiszę to jeszcze dokładnie w innym poście.

2.Waterworld - season pass.
Ten pass do aquaparku jest akurat z zeszłego roku. Często jest tak, że bilety sezonowe są tylko trochę droższe niż jednodniowe wejście. Dlatego jeśli planuje  się wrócić choćby jeszcze raz to na prawdę warto wydać 10$ więcej a potem sporo zaoszczędzić.

3. Happy Hollow Park&ZOO
Park rozrywki dla dzieci. Jest to tzw membership połączony to znaczy daje nam zniżki do kilkunastu,ba naawet kilkudziesięciu innych miejsc typu: zoo, parki, muzea. Taka karta jest wydawana na rok. Dodatkowo mając tą kartę można szybciej wejść omijając kolejki do głównego wejścia :) Dlatego jak już dotrzecie do swoich rodzin to warto im powiedzieć o czymś takim i poszukać takiej karty, bo Wam się na pewno przyda.

4.Starbucks
Karta na którą można przez internet wrzucić $$$$ i potem nią płacić. Za każdą zapłaconą tym sposobem kawę można dostać gwiazdkę, które się nam zliczają i można awansować do zielonej lub złotej karty, która daje nam różne bonusy.

5. National Parks Annual Pass
Świeżutki nabytek. Za wjazd do każdego parku narodowego czy  stanowego trzeba płacić. Więc jeżeli, ktoś sporo jeździ na campingi czy hiking to duzych parków to warto zainwestować w taką kartę. Pojednczy wjazd kosztuje ok 15-20$ a roczna karta 80$.
Plusem jest dodatkowo to, że karta może mieć dwóch właścieli więc łatwo można się na nią zrzucić ze znajomymi.
Ja właśnie tak zrobiłam, ponieważ w czasie road tripu będziemy chyba w 5 czy 6 parkach więc bez sensu płacić za każdym razem. Znajomi dorzucili połowę i dostaną kartę na cały rok, a my tylko na czas naszej wycieczki. Dobry interes :)




6. Panera Bread- moje ulubione miejsce na lunch lub śniadanie. Mają przepyszne pieczywo, kanapki i zupy.
Głównie chodzę tam właśnie dla zup. Przy każdym zakupie skanują kartę i co chwilę dostaję zniżki a to 2$ off na zupę, a to free muffin a to free smoothie.

7. Fitness 19- siłownia.
Najnowszy nabytek. Dostałam membership od znajomych. Bo sama jakoś nie mogłam się zmusić i gdzieś porządnie zapisać,a tak nie mam wyjścia :P Nie lubię marnować pieniędzy, a już zwłaszcza cudzych, więc motywacja jest dobra i zasuwam na gym 2-3 razy w tygodniu.

8.  CVS Pharmacy
Apteka i Rossmann w jednym.
Dzięki karcie można dostać mnóstwoooooo zniżek typu kup jedno drugie gratis, albo -5$ na kolejne zakupy. Plus ceny wielku produktów oznaczonych " CLUB CARD PRICE"  są często bardzo niskie. Można zaoszczędzić na prawdę sporo.

9. RiteAid Wellnes Card
Tak samo: apteka i Rossmann w jednym. Tutaj karta zbiera jakieś dziwne punkty, z których nie mam pojęcia jak wymienić :P Ale dzięki temu mam sporo tańsze kosmetyki.


Takich kart jest dostępnych kilkadziesiąt!
Amerykanie mają również hopla na punkcie tzw gift cards.
Czyli kupują kartę do konkretnego sklepu z już z wbitymi $$$.
Z reguły są to okrągłe kwoty np 25,50,75,100$.
Gdy jednak nie wiadomo z czego obdarowywany by się ucieszył to dostępne są również uniwersalne gift cards, na które można wrzucić kwotę według własnego uznania i można z nich korzystać w dowolnym miejscu.




Gift Cards sa dostępne dla najróżniejszych sklepów:  od księgarni, rtv agd, przez kino, Subwaya, Amazon aż do sklepów zoologicznych i pieniądzach do używania w grach komputerowych.
Każdy znajdzie coś dla siebie.
Oczywiście branża papiernicza również pomyślała o odpowiedniej oprawie wręczania takiej karty i w każdym sklepie można kupić Gift Card Holder najróżniejsze okazję.
Ja uważam, że gift cards są bardzo praktyczne.
Nie zastąpi to oczywiście wybranego osobiście prezentu, ale myślę, że w wielu sytuacjach może się przydać.
Sama dostałam parę gift cards, głównie do mojego ukochanego sklepu TARGET ( coś jakby H&M, wymieszany z giga Rossmannem i delikatesami ) i byłam bardzo zadowolona.
Od hostów zdarzyło mi się też raz dostać gift card...
Na Boże Narodzenie dostałam od nich 50$ kartę kredytową w ramach uwaga cytat" thanks for being with us"...
Było to zaraz po tej aferze z ich znieczulicą na temat tego jak się czułam po wypadku i ich zachowaniu...
W zeszłym roku dostałam piżamę.
Tylko.
Więc postęp i tak zrobili :)
W sumie prezenty od nich dostałam 4: na pierwsze urodziny kupili mi maleńkiego 2gb ipoda, potem była piżama na święta, następnie na drugie urodziny dostałam uwaga: 100$ do wydania na Hawajach i teraz na święta ten gift card, do którego dorzuciłam trochę od siebie i za te pieniądze kupiłam sobie Kindle-czyytnik EBook.
I nie powiem: zrobiło mi się przykro wiele razy jak słyszałam jakie prezenty robią dla innych.. np raz hostka mówiła hostowi, że kupiła śmieciarzowi kartę do Starbucksa za 50$ "bo on taki jest miły i zawsze wraca po nasze śmietniki, jak ona zapomni je wystawić"
A na pierwsze Boże Narodzenie siedziałam z nimi przy choince przez 3 godz z tą swoją piżamą, a dzieci dostały prezenty od każdego zwierzaka w domu.
Tak, dobrze przeczytaliście: od zwierzaków.
A mieliśmy ich wtedy 6.
Zwierzaki też dostały.
Osobno od każdego dziecka i osobno od hostów.
A ja dzierżyłam ta piżamę i musiałam tam tyle siedzieć, bo dzieci koniecznie chciały, żebym była przy rozpakowywaniu prezentów...
Jak w końcu wyszłam to się poryczałam.
Nie wytrzymałam.
W sumie nie doczekałam się ani razu czegoś co było by dla mnie najcenniejsze: dziękujemy Ci za to co robisz dla dzieci, za zajmowanie się nimi.
Widzę to na szczęście w dzieciach.
Czuję to, że mnie kochają, że słuchają, że wiedzą czego od nich oczekuję i ile daję im w zamian, wiedzą też czego się po mnie mogą spodziewać i jakie mam zasady.
I to jest najlepszy gift card ze wszystkich!
Moje extra punkty, które zbieram codziennie za zajmowanie się nimi, są wymienne na ich uśmiechy albo  na  kopnięcie ze strony Młodego ( bo to jest zawsze z miłości :D ).
Właśnie to jest PRICELESS.
Bez żadnej zniżki.
Best gift ever!
A to są moje najlepsze karty:



8 komentarzy:

  1. Co do biblioteki, to w NJ niestety musisz wziąć książkę, pójść do wrednej pani bibliotekarki, pouśmiechać się w trakcie sprawdzania Twojej karty, odebrać kartę i książkę, i dopiero możesz z czystym sumieniem wrócić do domu i zając się lekturą ;p
    Prawie jak w Polsce ;p

    A co do kart, to na początku strasznie mnie to wkurzało, że gdziekolwiek idę, to pytają o kartę, albo namawiają, żeby ją wyrobić, albo co chwile hości mi mówili: idź tam i wyrób sobie kartę... Ale po powrocie do Polski (ostrzegam!) zauważyłam dokładnie to samo!!

    Wchodzę sobie do Almy np, a pani w kasie się mnie pyta:
    -Czy mogę zobaczyć pani kartę?
    -Słucham? Nie mam karty...
    -Ooo to koniecznie musi pani założyć! Proszę adres, nr telefonu itd...
    -Ale ja na prawdę nie potrzebuję karty...
    -No dobrze, jak Pani chce! (Z wielkim fochem na twarzy oczywiście) ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Aniu, a co będzie z blogiem po skończeniu Au pairowania? Wasz trip, który pewnie opiszesz, ale co potem? Koniec z blogiem? :(

    OdpowiedzUsuń
  3. To Mloda myslala ze to sie tak pisze i mimo ze jej powiedzialam ze powinno byc AU to i tak zostalo juz AH :)

    OdpowiedzUsuń
  4. A blog bedzie jeszcze dlugo dzialal bo zostalo mi sporo do opisania :) i kto wie gdzie jeszcze wyladuje w swiecie:P

    OdpowiedzUsuń
  5. to świetnie, że będzie działał :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ania jedź do Australii, byłoby super czytać jak szalejesz z koalami i kangurami oraz nurkujesz w rafach koralowych :D istnieje tak w ogóle Summer Au Pair w Australii/Nowej Zelandii?

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja na urodziny dostałam RĘCZNIK!

    OdpowiedzUsuń