środa, 27 lutego 2013

Week 8. 365 Project.

Jak już pewnie wiecie z facebooka- hostom odwaliło.
Miałam napisać radosny post z okazji Studniówki Wyjazdowej, ale nie mam nastroju.
Dziś licznik pokazuje 98 dni i nie mogę się już doczekać kiedy wyprowadzę się od tych czubków.
Sprawę o którą poszło opiszę później, bo w piątek na rozmowę przychodzi  LC, którą oni zawołali.

A teraz skrót tygodnia.

49/365
Dzieciaki nie miały dziś szkoły, więc postanowiłam ich zabrać do ZOO w SF, w którym jeszcze nie byłam.
Patrycja, która była u mnie na weekend nie musiała pracować, bo jej hości wyjechali, więc została do dzisiaj i chciała się z nami przejechać.
Zadowolone wstajemy rano, ogarnęłam dzieciaki mówię im gdzie jedziemy i co mam w planie-ochy, achy, że fajnie.
A tu hostka wychodzi i mówi, że ojejej ale jej się zapomniało, że Młody ma za godzinę baseball camp.
I to w takim czasie, że rozwaliło mi to cały dzień.
Cudnie....
Jak zwykle informuje mnie 5 minut przed.
Na dodatek ani ona ani host nie umieli powiedzieć, gdzie on ma ten camp i jedno na drugie zwalało kto ma iść sprawdzić mail z informacjami.
Więc tak stali i się sprzeczali a ja wkurzona siedziałam i kombinowałam co tu teraz z dzieciakami zrobić.
Jako, że pogoda była brzydka to pojechaliśmy na 1h do indoor playground, poszliśmy na smoothie i zawieźliśmy Młodego na camp.
Potem razem z Patrycją zrobiłyśmy Młodej babski dzień. Poszłyśmy na chińskie jedzenie, wypożyczyłyśmy The Muppets i wróciłyśmy do domu gdzie grałyśmy w planszowe gry, wcinałyśmy Girl Scout Cookies i oglądałyśmy film na moim łóżku.
I dzień jakoś zleciał.
A na zdjęciu gramy w moją ulubioną grę ( w którą zawsze przegrywam, ale co tam :P) .
Nazywa się Blokus i kupiłam ją, żeby wziąć do PL.
Można by ją porównać do gry Tetris, z tym, że tu dotknąć można tylko róg do rogu i jeszcze trzeba blokować przeciwnika.





50/365
Znowu cały dzień pracujący, bo tym razem w szkole była rada pedagogiczna.
Czyli nie mieli szkoły w zeszły piątek,weekend, pon i wt - 5 dni laby.
I to jest prywatna szkoła...
Dzień był nudnawy gdyby nie jedna rzecz: ŚNIEG!
Tak, tak śnieg.
Nad całą stroną East Bay góruje Mount Diablo  1,178 m.
Jest to druga, po Klimandżaro, góra na świecie z 'najdalszym' widokiem.
Z jej szczytu przy dobrej widoczności można zobaczyć miejsca oddalone o prawie 300km!
Góra jest zaraz za naszym domem i uwielbiam tam spacerować i ją podziwać.
Na prawdę jest piękna.
A wczoraj zrobiła się jeszcze piękniejsza, bo przykryła się śniegiem!
Zdjęcie zrobiłam z miejsca, gdzie dzieciaki  mają chiński i kiedy po dwóch godzinach wrócilismy do domu i poszłam zrobić zdjęcia bardziej z bliska, prawie wszystko już się stopiło...
No i niestety sam czubek góry schował się w chmurach..
Ostatni raz śnieg na tej górze był widziany ponad cztery lata temu, więc ten dzisiejszy wzbudził niemałą sensację.
Ho Ho Ho! :)





51/365
Krzyczace karteczki hostki. 
Nalepia je w dziwnych miejscach i liczy ze je wszystkie znajde. 
Bo latwiej nalepic sticker note niz po prostu zapytac lub pogadac....
Chyba jej dolepie tam karteczke z napisem:" yes, as always" :D sasasasasa

Albo: " Is my check for last week finally ON TIME???



52/365
Często między szkołą a kung fu młodego mamy 1,5h wolnego, więc nie opłaca mi się wracać do domu, dlatego jedziemy odrobić lekcje do biblioteki albo do parku.
Gremlinki sobie grzecznie siedzą a ja łapię słońce.




53/365
Przyjechała dziś do mnie  Kornelia z San Diego, którą poznałam przez bloga.
Okazało się, że łączy nas miłość do jedzenia a zwłaszcza do sushi, więc zabrałam ją do mojej ulubionej restauracji.
Poszła z nami moja czeska koleżanka i wchłonęłyśmy razem 4 wielkie talerze!
Gdyby nie ograniczony budżet to myślę, że jeszcze więcej byśmy zjadły...
To na zdjęciu nazywa się Aloha Sushi.
Moje ulubione!
Nie tylko ze względu na nazwę :)




54/365
Dzień zaczął się wielką aferą z hostami  o auto.
Niestety świadkiem wszystkiego była Kornelia, którą miałam zamiar miło ugościć i obwieźć po SF...
Na szczęście mimo incydentu z czubkami, dzień minął nam rewelacyjnie.
Razem z Patrycją przegoniłyśmy ją przez całe San Francisco wzdłuż i wszerz.
Nogi wchodziły nam  w...wiadomo gdzie.
Kornelia miała super szczeście po trafiła na Chinese New Year's Parade.
Zamykają wtedy pół centrum i trwa wielkie święto.
Jest to największa uroczystość tego typu poza Chinami.
W tym roku na paradzie było ponad pół miliona ludzi!!
I my też!




55/365
Dzień drugi zwiedzania.
Rano pojechałyśmy podziwiać most, a potem wybrałyśmy się do Japanese Tea Garden w Golden Gate Parku.
Tak więc tydzień miałyśmy wybitnie azjatycki: sushi codziennie na kolacje, chińska parada i japoński ogród.




sayōnara



.

7 komentarzy:

  1. Blokus to też moja ulubiona gra i czasem uda mi się wygrać z moim 6latkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  2. faktycznie chyba w Polsce nie ma tej gry, a bynajmniej sie nie spotkałam z nia tutaj :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Troche to smutne i powoduje, że traci sie wiarę jakąkolwiek w ludzi, a chodzi mi tutaj o sprawe z autem. Wydawałoby się, że po prawie póltorarocznym mieszkaniu i życiu razem stosunki będą w miare normalne. A oni tu się drą na Ciebie, zamiast porozmawiać, ja bym się czuła dziwnie i smutnie. Co innego gdy taka sprawa miałaby miejsce na początku, a oni okazuje się traktują Cie trochę jak niewolnika. Cóż, powinni obejrzeć chyba nowy oscarowy film o Lincolnie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Wow masz góry obok siebie ! Zazdroszczę ;) A co do rodzinki- szkoda, że im odwala.

    OdpowiedzUsuń
  5. Boże, te karteczki sprawiły, że zwątpiłam w ludzkość... :)
    Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Te karteczki mnie śmieszą haha Ja nie wiem jak tak można, boi się zapytać prosto w twarz czy co? Bez przesady.
    Ale wycieczki super i krajobraz! Piękny!

    OdpowiedzUsuń
  7. Zmianiłam adres bloga na http://4aupairs.blogspot.com/ - tak mówię, żeby nie było że gdzieś zaginął :) ( mój stary blog to 2aupair.blogspot.com)


    PS. Taka sugestia, żebyś usunęła weryfikację komentarzy, bo za każdym razem trzeba przepisywać kod z obrazka :)

    OdpowiedzUsuń