poniedziałek, 18 czerwca 2012
Summer Ninja: MODE ON!
No i skończyło się rumakowanie.
Gremliny zaczęły wakacje.
Osobiście uważam to za skandal nad skandale, że mają wolne od 7 czerwca do końca sierpnia.
Plus w ciągu roku co chwilę a to spring break, a to winter break a to fall break.
Na szczęście najbliższe trzy miesiące nie będą tak straszne jak te w zeszłym roku.
Bo wtedy:
nie znałam żadnych fajnych rzeczy w okolicy,
nie wiedziałam gdzie jeździć, bo nie chciałam się pogubić,
dzieci nie mialy żadnych porządnych campów,
nie znałam żadnych ich kolegów i koleżanek
i w ogóle nic nie znałam, bo dopiero przyjechałam.
Plus dzieci były nastroszone do nowej au pair więc wszystko było podwójnie trudne.
A teraz:
młode mam w małym palcu,
mamuśki kolegów i koleżanek mam obcykane plus kochają mnie, bo zabieram im dzieci na całodniowe playdates.
basen na dzielnicy wyremontowali i w końcu ma ciepłą wodę,
będą dni na palży, nad jeziorem i jak najdalej od domu.
i co najlepsze: hości załatwili im mnóstwo summer campów.
Załatwili również mnie i to dość brzydko, bo:
spytali się 3 miesiące temu czy chce z nimi jechać do domku na plaży na wschodnim wybrzeżu na 3 tyg i pracować tam half time.
No to rzecz jasna powiedziałam, że oczywiście bardzo chętnie.
I sprawa ucichła.
A ostatnio przez przypadek dowiedziałam się od dzieci, że oni jadą tam sami, a ja mam siedzieć w domu z naszymi zwierzakami (sztuk sześć, ale dwa psy możliwe, że pójdą do hotelu dla psów)
Bo im wyszło, że nie opłaca się mnie zabrać....
Najlepsze jest to, że oni mają wyjechać za 3 tyg, a nikt mnie nie raczył poinformować o tych planach, czy w ogóle mi powiedzieć, że ja nie jadę.
Wszystkiego dowiaduję się niechący od dzieci, bo młoda to jest mały dyktafon i wszystko koduje.
A niech sobie jadą.
Ja będę miała pusty dom trzy tygodnie.
Cisza i spokój.
Tylko nawet nie będę mogła nigdzie wyjechać, bo mam to nasze zoo do karmienia codziennie :/
Ale coś się wymyśli.
Przynajmniej będę miała dość czasu, żeby napisać posty z moich wszystkich, ostatnich wycieczek.
Bo sporo czeka w kolejce.
Na przykład o, taki zwiastun mały:
Sea World San Diego:
San Diego ZOO:
Waterworld California, Concord:
Lotniskowiec USS Hornet:
Alcatraz:
Monterey Aquarium:
A na koniec życzę wszystkim wakacyjnym au pair duuuuuuuuuuuuużo cierpliwości i siły :)
środa, 6 czerwca 2012
Kroczek w roczek.
W sumie nie kroczek, a krok.
Milowy.
Kilka tysięcy milowy.
Czyli wbrew pozorom z Gdyni nie jest tak blisko do San Francisco...
Tak, tak moi drodzy parafianie: dziś stuknął mi równo rok od kiedy postawiłam swoją stopę na amerykańskiej ziemi.
Prosimy brawa.
Brawa za odwagę. Że się zdecydowałam.
Brawa za samodzielność. Że jakoś przeżyłam.
Brawa za przygodę. Której nigdy nie zapomnę.
Brawa na zachętę. żeby w drugim lepiej było jeszcze lepiej, więcej i wycieczkowiej.
I wielkie brawa dla was za cierpliwość. Że chce wam się czytać moje filozofie.
Szczerze: to nie sądziłam, że to tak szybko zleci.
Przeczytałam dziś moje posty z przygotowań do wyjazdu.
To na prawdę było tak dawno?
Te wszystkie ochy i achy, że wowwww Anka jedzie do Stanów.
Przecież to jak inna planeta!
Za oceaaaaaanem.
Hen dalekoooo.
Przecież świat się kończy na Europie.
Potem jest pach w przepaść i tyle.
A tu się Ance zachciało wybrać za tą przepaść.
Do Hameryki!
Pytali się mnie: "Po co Ci to?
Magistra byś porządnie zrobiła, pracę znalazła, za mąż wyszła!
Rodziców tak zostawisz? A siostra to się chyba zapłacze!
Też coś, celu w życiu Ci się zachciało szukać, pfff.
I to tak daleko! Europa Ci za mała?"
No widać za mała.
Magistra można i na uniwersytecie trzeciego wieku zrobić, a wyższe wykształcenie i tak już mam.
Pracy nie ma i jak jest każdy wie.
Męża nie ma i jak jest każdy wie.
Familia: szczęśliwe dziecko to szczęśliwi rodzice.
Choć stęsknieni to szczęśliwi.
Bez Skype byśmy umarli.
Siostra bardzo nie płacze, bo Hamerykanka przysyła torebki z Victorii Secret, pierdoły różnotematyczne i cokolwiek co pachnie Stanami, więc nastolatkowe potrzeby konsumencko-lansiarskie są zaspokojone.
Plus ma jeszcze mój pokój do dyspozycji.
No więc po co?
Bo tak!
Bo tak czułam i już.
Los wyczuł dobry moment i wyciągnął mnie z czarnego dołka i marazmu.
Nie jest też tajemnicą, że ja nie marzyłam o tym wyjeździe jak większość dziewczyn.
Nie chciałam być au pair w usa za wszelką cenę i to koniecznie w wymarzonym miejscu.
Podziwiam was dziewczyny, za waszą determinację, upór i cierpliwość w czekaniu na idealne rodziny.
Mnie się wyjazd trafił niechcący.
Przez przypadek.
"-Chciałabyś pojechać?
- W sumie to bym chciała "
Pstryk. I piszę z Ameryki.
Jeśli miałabym to jeszcze raz zrobić- zrobiłabym.
Chyba nie muszę pisać ile zalet ma taki wyjazd.
Przede wszystkim tego co zobaczyłam w ciągu tego wyjazdu nikt mi nigdy nie zabierze.
Za rok wrócę do Polski i będę bez magistra, bez pracy i bez męża, ale będę miała miliony wspomnień, tysiące zdjęć z miejsc, które odwiedziłam i drugie tyle magnesów na lodówkę.
Summa summarum:
jest super.
I będzie super w przyszłym roku też.
gdyż ponieważ:
I Left My Heart In San Francisco.....
Zakończmy to moim ulubionym filozoficznym cytatem, coby pozostać w uroczystym nastroju rocznicowym:
Obecnie maszeruję w rytmie:
http://www.youtube.com/watch?v=5w-NrLK4gdg&feature=related
Milowy.
Kilka tysięcy milowy.
Czyli wbrew pozorom z Gdyni nie jest tak blisko do San Francisco...
Tak, tak moi drodzy parafianie: dziś stuknął mi równo rok od kiedy postawiłam swoją stopę na amerykańskiej ziemi.
Prosimy brawa.
Brawa za odwagę. Że się zdecydowałam.
Brawa za samodzielność. Że jakoś przeżyłam.
Brawa za przygodę. Której nigdy nie zapomnę.
Brawa na zachętę. żeby w drugim lepiej było jeszcze lepiej, więcej i wycieczkowiej.
I wielkie brawa dla was za cierpliwość. Że chce wam się czytać moje filozofie.
Szczerze: to nie sądziłam, że to tak szybko zleci.
Przeczytałam dziś moje posty z przygotowań do wyjazdu.
To na prawdę było tak dawno?
Te wszystkie ochy i achy, że wowwww Anka jedzie do Stanów.
Przecież to jak inna planeta!
Za oceaaaaaanem.
Hen dalekoooo.
Przecież świat się kończy na Europie.
Potem jest pach w przepaść i tyle.
A tu się Ance zachciało wybrać za tą przepaść.
Do Hameryki!
Pytali się mnie: "Po co Ci to?
Magistra byś porządnie zrobiła, pracę znalazła, za mąż wyszła!
Rodziców tak zostawisz? A siostra to się chyba zapłacze!
Też coś, celu w życiu Ci się zachciało szukać, pfff.
I to tak daleko! Europa Ci za mała?"
No widać za mała.
Magistra można i na uniwersytecie trzeciego wieku zrobić, a wyższe wykształcenie i tak już mam.
Pracy nie ma i jak jest każdy wie.
Męża nie ma i jak jest każdy wie.
Familia: szczęśliwe dziecko to szczęśliwi rodzice.
Choć stęsknieni to szczęśliwi.
Bez Skype byśmy umarli.
Siostra bardzo nie płacze, bo Hamerykanka przysyła torebki z Victorii Secret, pierdoły różnotematyczne i cokolwiek co pachnie Stanami, więc nastolatkowe potrzeby konsumencko-lansiarskie są zaspokojone.
Plus ma jeszcze mój pokój do dyspozycji.
No więc po co?
Bo tak!
Bo tak czułam i już.
Los wyczuł dobry moment i wyciągnął mnie z czarnego dołka i marazmu.
Nie jest też tajemnicą, że ja nie marzyłam o tym wyjeździe jak większość dziewczyn.
Nie chciałam być au pair w usa za wszelką cenę i to koniecznie w wymarzonym miejscu.
Podziwiam was dziewczyny, za waszą determinację, upór i cierpliwość w czekaniu na idealne rodziny.
Mnie się wyjazd trafił niechcący.
Przez przypadek.
"-Chciałabyś pojechać?
- W sumie to bym chciała "
Pstryk. I piszę z Ameryki.
Jeśli miałabym to jeszcze raz zrobić- zrobiłabym.
Chyba nie muszę pisać ile zalet ma taki wyjazd.
Przede wszystkim tego co zobaczyłam w ciągu tego wyjazdu nikt mi nigdy nie zabierze.
Za rok wrócę do Polski i będę bez magistra, bez pracy i bez męża, ale będę miała miliony wspomnień, tysiące zdjęć z miejsc, które odwiedziłam i drugie tyle magnesów na lodówkę.
Summa summarum:
jest super.
I będzie super w przyszłym roku też.
gdyż ponieważ:
I Left My Heart In San Francisco.....
Zakończmy to moim ulubionym filozoficznym cytatem, coby pozostać w uroczystym nastroju rocznicowym:
"Pielęgnuj swoje marzenia.
Trzymaj się swoich ideałów.
Maszeruj śmiało
według muzyki, którą tylko ty słyszysz.
Wielkie biografie powstają z
ruchu do przodu, a nie oglądania się do tyłu. "
Paulo Coelho
Paulo Coelho
Obecnie maszeruję w rytmie:
http://www.youtube.com/watch?v=5w-NrLK4gdg&feature=related
piątek, 1 czerwca 2012
Zdziecinniali.
Mianownik- Kto? co? -DZIECKO
Dopełniacz- Kogo?czego? DZIECKA
Celownik- Komu ? Czemu? DZIECKU
Biernik- Kogo ? co ? DZIECKO
Narzędnik-Z kim? z czym?(idę) Z DZIECKIEM
Miejscownik-O kim? o czym? O DZIECKU
Dopełniacz- Kogo?czego? DZIECKA
Celownik- Komu ? Czemu? DZIECKU
Biernik- Kogo ? co ? DZIECKO
Narzędnik-Z kim? z czym?(idę) Z DZIECKIEM
Miejscownik-O kim? o czym? O DZIECKU
Wołacz-o! WSZYSTKIEGO NAJLEPSZEGO Z OKAZJI DNIA DZIECKA!!!!!
Wszystkim z syndromem Alicji w Krainie Czarów
tudzież Piotrusia Pana i nam Au Pairkom,
życzę wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka.
tudzież Piotrusia Pana i nam Au Pairkom,
życzę wszystkiego najlepszego z okazji Dnia Dziecka.
Komu jak, komu, ale nam się bardzo ten dzień też należy.
Bo, żeby być porządnym ninją to trzeba mieć w sobie dużo z dziecka.
Zresztą kto by się tam nie lubił bawić, kolorować i huśtać przez cały dzień.
I jak jeszcze mu za to płacą :)
Tak więc: BAWMY SIĘ!
Przerwa na reklamę:-------------------------------------------------------------------------------------------------
W tenże jakże skromny sposób zachęcam do podczepienia się pod stronę bloga na Facebook'u,
gdyż pownieważ, wrzucam tam często zdjęcia z cyklu: życie codzinnie, ego amerykańskie absurdy i różne inne pierdoły :]
Koniec reklamy.------------------------------------------------------------------------------------------------------
.
Subskrybuj:
Posty (Atom)