Co odważniejsi mogą założyć kowbojski kapelusz, owinąć szyję apaszką, puścić "Walk the line" i zacząć to czytać w samo południe....
No i stało się.
Jeden z głównych punktów na liście TO-DO oficjalnie odhaczony.
Rodeo, rodeo, rodeo.
Wszystko odbywało się w miasteczku Oakdale, (2h od SF ) które uznawane jest za kowbojską stolicę świata ze względu na posiadnie największej ilości profesjonalnych kowbojów.
Rodeo organizowane jest raz do roku i trwa dwa dni.
Tegoroczna edycja była 61-szą.
Wybrałam się tam z trzema koleżankami, w tym Cookie Monsterem i wszystkie oczywiście godnie kowbojsko się wystroiłyśmy.
Panna Anna wydanie kowbojskie wygląda tak:
Dojechałyśmy tam na 11.00 i od razu poczułyśmy się jak na rodeo, bo wjeżdzamy sobie grzecznie na parking, a tam pani mówi : proszę jechać za koniem. kon wskaże wam miejsce. czaaaad.
Po dwugodzinnych ochach i achach z powodu obecności tylu kowbojów, zasiadłyśmy w końcu na trybunach gotowe na wielkie show.
Zawody rozpoczęły się paradą o 1.30.
Na końcu jechał koń bez jeźdzca, który symbolizował wszystkich tych, którzy zginęli w czasie rodeo, wypadkach na koniach itp.
Wszyscy w tym momencie wstali i ściagnęli kapelusze oddając hołd.
Na minutę nastała idealna cisza.
Niesamowite przeżycie.
Potem były oklaski, wiwaty, okrzyki, no i się zaczęło....
była jazda na bykach, na koniach, łapanie cielaków na lasso, i na dwa lassa oraz wiązanie cielaka.
Upadki i zmagania były bardzo efektowne gdyż cała arena była pokryta conajmniej pół metrowym błotem.
Więc jak ktoś spadał z byka to było jak z tą kromką chleba: posmarowanym do dołu.
Znaczy się twarzą.
Dopingowałyśmy wszystkich bardzo intensywnie.
Przeżywałyśmy każdy upadek i każdy wyniki.
Wczułyśmy się na maxa.
Siedziałyśmy jak zaczarowane przez pięć godzin.
Do samego końca.
Potem miałyśmy trochę czasu wolnego i o 19.30 wybrałyśmy się na imprezę country.
Przystojnych kowbojów jak "mrówków"a my niewiasty siedziałyśmy sobie na snopku siana i tylko się szczerzyłyśmy.
Przez cały czas miałyśmy uczucie, że oni wiedzą, że my to nietutejsze.
Że o! panny z MIASTA przyjechały.
Ubrały się w jeansy i koszulę w kratę i myślą, że są kowbojkami.
Ano myślą.
Więc poplumkałyśmy trochę w rytm country i o północy wylądowayśmy w domu.
Bawiłyśmy się świetnie i oczywiście za rok też jedziemy!
My tu gadu gadu a zdjęcia czekają.
Tutaj wrzucę tylko parę. Resztę znajdziecie na blogowym facebooku.
Nakręciłam też filmiki, które będą na moim kanale na YT, tylko sobie najpierw muszę hasło przypomnieć :P
IHAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
my future husband :D
Dodaj napis |
patrz synu. ależ ona ma tyłek! klacz oczywiście.....
a mówili: nie wciskaj kapalusza na ten swój wielki dekiel :]
IHAAAAA!
świetne zdjęcia. Mam nadzieje że też kiedyś będzie mi dane pojechać na rodeo:)
OdpowiedzUsuńIHAAAAAAAAAAAAAA...
OdpowiedzUsuńoczywiście za rok i ja się piszę ;)
za rok ze mną :D
OdpowiedzUsuńTo był snopek słomy a nie siana! Widać, żeś miastowa hehe ;)
OdpowiedzUsuńCzytając tytuł nagłówka wydałam z siebie ten dźwięk więc nie trzeba mi było mówić nawet :):)
OdpowiedzUsuń:D
sweitne zdjecia! zazdroszcze! milo sie ciebie czyta siedzac nudne 6 godzin w pracy :)pozdrawiam - Twoja imienniczka :)
OdpowiedzUsuń