poniedziałek, 30 maja 2011

Tydzień do.

Tylko nie panikujmy. Spokojnie. AaaAAAaaAAAa #%$&*(*&^%$#!!!

Potrzebuję pilnie czasowstrzymywacz albo chociaż doborozszerzacz!  
Na mojej  liście rzeczy do załatwienia  punktów zamiast ubywać to przybywa. 
Na dodatek chwilami odzywa się we mnie typowy, paskudny, kobiecy dualizm wewnętrzny. A niech Cię naturo babska!

Kryzys po prostu.

Może nie powinnam jechać? Ale jednak powinnam.
Nie dam sobie rady. Ale jak ja nie dam rady, to kto?
Chwilami chce mi się płakać. Ale za chwilę jestem tak nakręcona wyjazdem, że nie mogę usiedzieć w miejscu.
Ściska mnie jak patrzę na moją Gdynię. Ale oczami wyobraźni widzę natychmiast Wielki Kanion.
Żal mi zostawić to co znam, to co moje, do czego się przywiązała. Ale ciągnie mnie do nowego.
Raz myślę, że oszalałam. A za chwilę Szekspir podpowiada, że "w tym szaleństwie jest metoda".
Może przesadzam, bo w końcu nie jadę tam na wieczność. Ale na długo.
Nic nie będzie takie samo jak wrócę.
Jakby nie patrzeć to była najważniejsza decyzja w moim życiu i największy krok na przód.


Dalej idąc, dalej dojdziesz. Dalej siedząc, dalej siedzisz.
Więc chodźmy! Jedźmy! Zróbmy to!


.

13 komentarzy:

  1. nie martw się wydaję mi się, że większość z nas (przyszłych AuPair) to przechodzi mam podobne odczucia do Twoich mimo, że wylatuje tydzień później, chociaż może trochę bardziej skupiam się na dniu jutrzejszym (czyt. wizyta w ambasadzie).

    Być może to Twoja przygoda życia, będziesz tęsknić, ale będziesz też wspominać to do końca życia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię to baardzo! ;)
    Tzn. nie ten dualizm wewnętrzny tylko, że tydzień doo. :P Mój dualizm jest chyba gdzieś uśpiony albo zniknął, bo się nie odzywa... Może to dlatego, że moje "złe dni" jeszcze daleeeko przede mną. :P
    Damy radę! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. wooow! to naprawdę już niedługo!! a ja ciągle siedzę w miejscu, żadnego matchu... :(
    Ale na pewno dasz sobie tam radę i będzie cudownie, zobaczysz!

    OdpowiedzUsuń
  4. spokojna głowa,my ta płeć bystra wszędzie sobie damy radę:P

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaa! Anuś, to prawie już! O kurczę, o kurczę! Megasuperzajebioza. Acz wyobrażam sobie Twoją chwilową panikę i strach oraz zwątpienie. Wraz z pozytywnymi uczuciami to niemożliwa wybuchowa mieszanka. Ale.. wszystko co najpiękniejsze jest przed Tobą! I nie martw się, cokolwiek sobie wymyślisz i tak nie ma odwrotu - pojedziesz! Haha ;)
    Będzie cudownie, już jest cudownie. Cieszę się razem z Tobą. :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękować dobre kobiety za słowa otuchy! :) Z takim wsparciem nie może być niedobrze :D

    Insula - powodzenia jutro w ambasadzie!

    OdpowiedzUsuń
  7. Dasz radę jestem pewna! Pomyśl sobie tak, co to jest jeden rok w porównaniu z całym twoim życiem... A te zmienne nastroje, raz ekscytacja a raz lęk nie są mi obce - więc wnioskuję z tego, że to zupełnie nomalna rzecz. Z niecierpliwością czekam na relacje z lotu i ze szkolenia, no i oczywiście z pierwszego spotkania z rodzina... Ale ci fajnie:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ja tam jadę w założeniu na dwa lata. Chyba, że umrę z tęsknoty po jednym, to wrócę :P I relacja na pewno będzie- o ile mi ktoś w NY komputer pożyczy :P

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie, nie...
    ja lecę 18 czerwca.
    4 lipca jadę z rodzinką na wakacje i to właśnie fotka plaży z miejscowości, do której się wybieramy :)

    _________________________________________

    o jezu! jak malutko Ci już zostało!!! Życzę miłych dni, tych ostatni w Polsce :)

    ps. już się nie mogę doczekać takiego pierwszego posta z San Fransisco. wiesz - takiej najświeższej relacji :)))

    OdpowiedzUsuń