czwartek, 19 maja 2011

Przychodzi baba do konsula...

...mówi "Good Morning", a konsul do niej: "dżeń dołbry".
I amerykański cheese.

Ale najpierw może cofnijmy się w czasie o ponad 2 godziny...
 
Rada nr 1: 
nigdy nie pytaj się warszawiaka,
gdzie jest poszukiwany przez Ciebie przystanek, bo on
a) nie wie
b) się śpieszy
c) "pierwsze słyszy o takim kierunku"
d) "tylko tu pracuje"
e) nie wie!!

Przez pół godziny biegałam po ogromnym rondoskrzyżwaniomasakrze z milionami przystanków po każdej stronie, bo każda z 14 osób, które spytałam o przystanek autobusu 159 w stronę EC Siekierki, odsyłała mnie na inny. Zaczęłam się już rozglądać z taksówką, bo czas mi się kurczył, ale w  końcu jedna babka się zlitowała i mnie podprowadziła pod ten właściwy.

Rada nr 2: 
dla osób jadących w przyszłości po wizę: autobus 159 w kierunku EC Siekierki,
staje na przystanku  Piękna03 - dokładnie na przeciwko ambasady

Jak wysiadłam z autobusu to nie znając adresu ambasady wiedziałabym, która to, bo tylko tam była  kolejka przed wejściem :P Stało jakieś 10 osób. A po mnie nagle ustawiło się kolejne 20.  Wejście do ambasady wygląda tak: (zdjęcie znalezione w necie, dopisek własny)


Między "staczami" krążył pan Organizator-Kolejki-I-Informacja-W-Jednym, który pytał staczy w jakim celu przyszli, prosił o wyłączenie telefonów, przygotowaniu paszportów  i informował, że będzie kontrola taka jak na lotnisku.
Za magicznymi pancernymi drzwiami stał Ryszard Ochroniarz, który wpuszczał po dwie osoby do środka. Wtedy odpytywał o telefony, aparaty, napoje i inne płyny oraz o wszelkie terrorystyczne zabawki. Dziewczynie przede mną przetrząsnęli dwie kosmetyczki i zabrali na przetrzymanie sok. Ja musiałam ściągać mój śmiercionośny, pleciony pasek od spodni, radioaktywne, drewniane korale i sterowany satelitą zegarek. Ale wąglikowe misie Haribo przemyciłam!!! HA!!

Rada nr 3:
z tego co widziałam to Ryszard Ochroniarz jak zabierał dziewczynie picie, 
to dał jej w zamian karteczkę z numerkiem,
więc myślę, że jakby ktoś miał telefon to też można przy Ryszardzie zostawić.

 Po udanym przemycie poszłam długim korytarzem, aż dotarłam do dużych szklanych drzwi, które otwierają dwie osoby, które siedzą przy stole za nimi. Tam pokazałam wszystkie dokumenty, i babka się tylko spytała jakie mam dzieci i jak długo czekałam na rodzinę. I skierowała mnie do podziemi.
W skrócie: podążaj za strzałkami.
Wychodzi się na wprost okienek. Jak na poczcie. 
Miałam szczęście, bo wszystkie były puste więc podeszłam do misiowato wyglądającego Pana W Kitku.
Na dodatek się uśmiechał, dobrze mu z oczu patrzyło - znaczy się przyjaźnie nastawiony. 
Wziął ode mnie wszystkie papiery i karteluchy i zonk.... próbował zeskanować ten nieszczęsny kod paskowy, który drukuje się na potwierdzeniu wypełnienia DS 160 online.  I obracał tym papierem, i wyginał i nic!!
Ja już przerażona, że pewnie nici z randki z konsulem dziś, wizy nie dadzą, zakaz wjazdu do USA na 235 lat a PanW Kitku spojrzał na mnie i na mój nerwowy pisk : "I CO TERAAAAZ???" odparł " no coś chyba pokombinujemy nie??:) 
Więc pokombinował, zakombinował i wykombinował. 
Skreślił kod paskowy, dopisał tam milion rzędów cyferek, literek i już. Opanowaliśmy sytuację, więc nieśmiało mówię, że przyniosłam wywołane zdjęcie do wizy, bo to co wgrałam jest bardzo niewyraźne . A on na to, że nie trzeba, bo jest ok. 
Jak ok to ok. 
Sprawy nie drążyłam.
Jakby się zaczął przyglądać, że mój włos zasłania 20 % ucha to mogłoby być nieciekawie. :] 
Potem zaczęło się skanowanie paluchów: (obrazek ze strony ambasady)



Pismo obrazkowe już w prehistorii było czytelne. Więc opisywać nie będę.
Kiedy już mnie zeskanowali, dostałam broszurkę w języku polskim o prawach pracowniczych w usa, rodzajach wiz i co tam z nimi można robić itp.,itd.  

Rada nr 4:
 Pan W Kitku poinformował mnie o czymś, o czym nikt inny wcześniej mi nie mówił. 
Otóż: na ten dodatkowy miesiąc po zakończeniu programu oczywiście wiza jest ważna , 
ALE... 
jeśli wyjedzie się w tym czasie z USA, to już nie można wjechać z powrotem. 
Dziękujemy. 
Nie wiedziałeś/łaś? Trudno. 
Miło było, papa.


Punktualnie o 9.56 Pan wydrukował mi numerek i poinformował, że mam ok 60 min czekania. Spoko. 
Taaa jasne...
60 minut...
Wchodzę na salę oczekiwań, a tam ponad 50 głodnych wizy zombie i numer na wyświetlaczu: 40. 
A ja z dumą dzierżę nr 85.
I jeszcze, żeby było śmieszniej to do niektórych numerków były przypisane np 4-6 osobowe grupy uczniów. 
No nic poczekam.
...
....
......
........
dwie godziny później...

NUMER 85!
Przychodzi baba do konsula, mówi "Good Morning", a konsul do niej: "dżeń dołbry". I amerykański cheese. 
"Widżę, sze pani jako oł per jedże" 
Ano jedże, jedże.
I tak podpytał mnie  (ale już po angielsku) jakie dzieci będę pilnować, ile lat, imiona, jak często jestem w kontakcie z tą rodziną, czemu jestem bezrobotna, czy mam rodzinę w USA i czy mam doświadczenie z dziećmi. Jak powiedziałam, że już byłam dwa razy au pair w Niemczech i za każdym razem grzecznie wracałam do kraju, to się uspokoił, że nie zostanę w Stanach i nie pozbawię jego ziomali miejsca pracy :P
Na koniec jeszcze powiedział, że visa przyjdzie DHLem w terminie do 5 dni i, że życzy mi good luck! :)


Rada nr 5:
weźcie sobie coś do czytania, 
bo można oszaleć siedząc dwie godziny 
i wpatrując się w przemijające numerki na tablicy.


Podsumowując:

2 godziny czekania dla 3 minut sam na sam z konsulem - bezcenne.

Grunt, że wizę dał.


Acha, no i mały bonus.
Moje zdjęcie wizowe:


Niech moc będzie z wami! ;)


.

18 komentarzy:

  1. oja oja, inaczej sobie ciebie wyobrażałam :D w każdym razie świetna historia i pouczające rady! ja np nie lubie za bardzo tych wszystkch urzędów, ale Ty przedstawiasz to w mega sposób, więc każdy pewnie mógłby je polubić :)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahah zdjęciem mnie rozwaliłaś ;)
    no ale gratulacje !!!

    a co do wyjazdu z USA, to jest tak, że chyba 2 czy nawet 3 miesiace przed końcem wizy nie można opuścić Stanów, bo już nie wpuszczą...

    OdpowiedzUsuń
  3. lecewkulki- domyślam się, że przez uszy mnie zupełnie nie rozpoznałaś :P

    OdpowiedzUsuń
  4. haha, zgadza się Aniu, jakoś miałam inny obraz Ciebie w głowie :)

    OdpowiedzUsuń
  5. ALeeeeee masz ładne oczyska

    OdpowiedzUsuń
  6. a mi się wydaje, że to właśnie dzięki uszom dostałaś wizę:PP

    OdpowiedzUsuń
  7. dobre foto!
    alez sie usmialam ;)


    a co do kawy w Alamo to oczywiscie pochwycilam Starbacksowskie Skinny Vanilla Latte w Safeway ;) po czym nie skreciwszy w dobra droge znalazlam normalnego Sbuxa ;)

    i jak to moja hostka mowi, to nie jest daleko ;) ah co to dla amerykancow troszke ponad godziny jazdy ;))

    OdpowiedzUsuń
  8. Zabawnie piszesz :) Świetne zdj nie ma co :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Anonimowy, Martyna--> dziękuję, dziękuję :)

    Strawberries--> TYLKO dzięki nim dostałam! ;) Jestem ciekawa czy się zmieściły na druczku wizy w paszporcie :P

    OdpowiedzUsuń
  10. Anuś! A ja się za każdym razem zastanawiałam dlaczego nie wyświetlają mi się twoje posty w pulpicie nawigacyjnym.. i tak czytałam Twoje posty z ooopóźnieniem. :( Mądra ja.

    Cieszę się bardzo, że sprawa wizowa przebiegła tak radośnie i bez komplikacji. :) Uszka piękne, ofc. Nie dziwię się, że Pan w kitku był taki milutki :)

    Spojrzałam przed chwilą na Twój licznik i widzę: 15 dni. Naprawdę?! Kurczę, cudownie!!! Już się nie mogę doczekać posta z San Francisco! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Nie wyróżnię się pisząc to samo co dziewczyny. Zdjęcie superanckie:), jak dostaniesz już paszport z wbitą wizą to mogłabyś się nam pochwalić:), a kiedy dokładnie lecisz bo ja dzisiaj nie w stanie liczyć po wczorajszej imprezie:) i oczywiście też czekam na posta z SF i może jakiegoś opisującego jak i co pakowałaś i szykowałaś się do lotu. A widzę, że wylatujesz z Gdańska, ja też jak mi się rodzinka fajna trafi, ale jak patrzyłam na bilety to strasznie drogie są z Gdańska. Ale się rozpisałam:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Dzięki :) Lecę 6.06., JUŻ za dwa tygodnie!!!! :D Etap pakowania i turlania się na lotnisko z całym życiem w walizce też na pewno opiszę :)

    OdpowiedzUsuń
  13. No ja mam nadzieję, że opiszesz:), i oczywiście lotnisko z zewnatrz i w srodku,żebym wiedziała jak się poruszać hehe:). Moja mama po przeczytaniu twojego bloga stwierdziła, że z twoim poczuciem humoru i stylem pisania powinnaś pisać jakieś felietony:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojejej dziękuję, bardzo mi miło :) A powiem Ci, że felietony to mój ulubiony gatunek :)

    OdpowiedzUsuń
  15. Rada numer 1: proponuję dodać pkt.f)wie i wskazuje właściwą drogę :). Takie przypadki też się zdarzają. Osobiście ostatnio kierowałam dziewczynę, która wyglądała zupełnie jak Pocahontas! aż się dziwię, że mówiła po angielsku.
    Całe to wizowe zamieszanie trochę mnie przeraża. Chociaż po przeczytaniu tego posta właściwie już dużo mniej. W każdym razie gratuluję doprowadzenia sprawy do końca i liczę na obszerną relację z pakowania, bo ja już teraz nie mogę sobie uświadomić co powinnam zabrać a co zostawić. A co dwie głowy to nie jedna!
    pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  16. zdjęcie wyśmienite :D i te uszka :D
    Mnie to będzie czekać prawie za rok ... :) Ważne , że się udało ! :)

    OdpowiedzUsuń
  17. Szkoda, że nie trafiłam na Ciebie na tym rondzie :) To bym nie błądziła jak tak owieczka :]

    OdpowiedzUsuń
  18. o dzięki Ci, dobra kobieto, za ten wpis! szykuję się do zdobycia wizy, najpierw zrobię sobie zdjęcie a la kosmiczne, a potem do boju:) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń