Decyzje podjęte.
Wypadałoby teraz gdzieś wyjechać.
I udało się.
Bo dobra karma wraca i tak miało po prostu być.
Po milionie pytań, tysiącu etapów wykazywania się umiejętnościami żonglowania segregatorami, po zaprezentowaniu analitycznej zdolności do rozsadzania gości w autokarze wg długości palca serdecznego oraz błyskawicznego opowiedzenia Misji&Wizji Firmy podczas biegu przez płotki, dołączyłam do grona zacnych rezydentów Biura, nazwijmy go: WalizkaTravel.
[ Omińmy czterdziestoprzymiotnikowy opis radości ]
Wkrótce padła pierwsza propozycja wyjazdu: Ciao Bella Italia!
[ Omińmy sześćdziesięcioprzymiotnkowy opis radości ]
Wyjazd marzenie.
Trzeba było odkurzyć moje italiańskie słownictwo, przypomnieć sobie jak prawidło nawijać makaron na widelec i poćwiczyć wszystkie słynne włoskie gesty, żeby nie machać łapami w każdą stronę jak Ja-Pływak.
Byłoby zbyt dramatycznie.
W ramach przygotowań od razu zamówiłam sobie od razu fachowy, uczony przewodnik po tym rejonie.
Książka szła (chyba dosłownie szła) bardzo długo.
W końcu ją odebrałam, wracam w podskokach do domu, sprawdzam mail a tam....
" niestety nie pojedziesz do Włoch"
Mamma mia!!!!I co teraz ??
Zaproponowali mi dwa kierunki do wyboru i postawiłam na Turcję.
Koleżanka byłam tam aktualnie rezydentką, więc wybór był oczywisty.
Tak więc miałam poznać smak oryginalnej tureckiej chałwy zapijanej kawą po turecku siedząc po turecku na tureckim kazaniu.
Zaczęliśmy załatwiać formalności, bo tutaj już obowiązywała zaawansowana papierologia wizowa i konieczna wizyta w ambasadzie.
Żeby wczuć się w klimat Turcji i mile spędzić czas jadąc z Trójmiasta do Warszawy zamówiłam sobie przewodnik po tym kraju.
W Ambasadzie przedstawiłam PaniZaSzybką milion dokumentów,formularzy i zaświadczeń od Biura.
Pani zabrała moją makulaturę i zniknęła w czeluściach konsulatu.
Gdy wróciła zadała mi pytanie czy byłam już w Turcji : NIE i czy skończyłam studia z zakresu turystyki: NIE i czy mam licencję pilota: NIE
Po czym PaniZaSzybką wsunęła mi dokumenty w magiczną obrotową szufladę i powiedziała, że Nein-Niet-No-Nie ma szans, żebym wyjechała teraz, mam się zapisać na studia i wrócić za trzy lata.....
Negocjacje, tłumaczenia, prośby i oczy kota ze Shreka nie pomogły.
Przestaję jeść turecką chałwę! O!
Wróciłam do Trójmiasta i po drodze ani trochę nie czytałam przewodnika po Turcji.
Na szczęście Biuro mnie nie opuściło i dzielnie pocieszało obiecując kolejny kierunek.
Byłam pewna, że teraz to pewnie wyląduję pod Ciechocinkiem, bo sezon już dawno rozpoczęty, więc nie będzie nigdzie miejsc...
Po paru dniach telefon:
"Anka mamy dla Ciebie miejsce: jedziesz na Zakynthos!"
I to raz dwa! Pakujesz się ekspresowo i lecisz"
Co jak co, ale jak ja słyszę w zdaniu "pakuj się" i "lecisz" to nie trzeba mi powtarzać nawet pół raza więcej!
Ale ale....
zapobiegawczo nie kupiłam żadnego przewodnika o Grecji.
Bo może to moje kupowanie przynosiło pecha :)
Zapobiegawczo nawet nie spojrzałam w stronę półek o Grecji.
Dopiero kiedy siedziałam w samolocie lecącym na Zakynthos uwierzyłam, że faktycznie jadę!
A wiecie co jest najśmieszniejsze?
Że w poprzedniej pracy, co kilka tygodni ustawiałam jako tło pulpitu miejsca, które mnie chciałabym zobaczyć.
I tak miałam m.in. widok na Ayers Rock w Australii, potem na Chiński Mur, zorze polarne oraz na Kanadę.
Natomiast przez ostatnie trzy miesiące pracy na tapecie miałam....
Zakynthos.
Tak, Zakynthos.
Widok na przepiękną Zatokę Wraku.
I jak tu nie wierzyć w przeznaczenie? :)
moje własne osobiste nogi i Zatoka Wraku :) |