Niezłe tempo prawda?
Od czytania można się już zmęczyć.
Ale żebyście zbyt długo nie odpoczywali to jedziemy dalej....
Z samego rana wyjechaliśmy z Las Vegas do naszego kolejnego celu: Skywalk nad Wielkim Kanionem.
Szybkie wytłumacznie co to Skywalk: jest to "najwyższy balkon" na świecie.
Znajduje się on na wysokości 1.219 m nad ziemią i wysuwa nad kanion nad około 20 m.
Przechodząc po przezroczystej kładce widać pod nogami kanion.
photo: Google |
Ale: nie on był naszym celem.
Atrakcja jest droga(ponad 30$), mimo rezerwacji biletów czeka się długo na wejście, a na samej kładce nie można mieć żadnego aparatu czy telefonu, żeby zrobić tam sobie zdjęcie.
Ja plan miałam taki, że ponieważ byłam nad Kanionem z innej strony, to tym razem pojedziemy tam i zobaczę go z drugiego miejsca.
Wyczytałam, że można tam wejść nie musząc płacić za wejście na Skywalk.
No to zadowoleni jedziemy...
Okazało się, że trasę dojazdową remontują i jechaliśmy w mega chmurach kurzu i piasku.
Najlepiej ukazuje to czerwone auto, które jechało przed nami.
Przed wjazdem:
piękne czerwone czyściutkie auto.
W trakcie:
no coś jakby troszkę przyprószone, zakurzone, ale kolorek jeszcze widać...
Po wyjeździe:
Jakie czerwone auto???
Oczywiście nasza BłękitnaStrzała również odbiegała mocno od standardowego pojęcia koloru błękitnego.
Przebrnęliśmy przez góry, pagórki, doły i dołki i dojechaliśmy.
Kanion widać? Coś widać, ale idziemy do środka małego budyneczku pośrodku nieczego, żeby dopytać się jak dojść do krawędzi.
Zadowolona pytam się sympatycznego Indianina w informacji czy aby na pewno można zobaczyć sam kanion bez wchodzenia na Skywalk.
"Tak, oczywiście można, proszę tam i tam iść tam jest wejście"
No to dreptam do kasy i mówię grzecznie, że poproszę 4 bilety ale bez Skywalku.
A pani do mnie:
-44$
-za wszystkie bilety?
-nie. za jeden.
-ale my nie chcemy wejść na kładkę
-rozumiem. ale to jest cena biletu za wejście do rezerwatu Indian.
-..............
I tu wyszło szydło z worka.
Okazało się, że owszem za wejście kładkę nie muszę płacić, ale za wejście na terytorium Indian to już tak.
No i tyle się napatrzyliśmy.
Szybka decyzja PaniKierownik wycieczki : śmigamy do miejsca w którym byłam poprzednio, bo tam wjazd mamy za darmo dzięki karcie do parków narodowych.
Minus decyzji: to drugie miejsce jest oddalone 6 godzin od tego.
No nic.
Prujemy tam.
I jeeeszcze raz bitą godzinę tą zakurzoną drogą...
Potem cały czas prostooooo i prostooo i prostooo.
Musieliśmy objechać prawie pół kanionu, żeby dojechać do Grand Canyon Village.
I jechaliśmy
i jechaliśmy...
i jechaliśmy.....
Dojechaliśmy późnym popołudniem.
Nie ukrywam: kanion zawsze zachwyca.
O moich zachwytach nad nim możecie poczytać tutaj: Kanionowy Długi Weekend
Wersje o cudowności kanionu nadal podtrzymuję, więc za dużo dziś wymyślać nie będę.
Nie biegałam też zbyt dużo z aparatem, bo tym razem chciałam napatrzyć się i chłonąć widoki.
Oczywiście gdzieś trzeba było wleźć:
Hmmmmm da się tam zejść?
Nie da się..ale zdjęcie sobie chociaż zrobię..
I usiądę! A co!
Potem jechaliśmy w kierunku Page,AZ gdzie mieliśmy kolejny nocleg.
Ale udało się jeszcze stanąć na zachód słońca.
Jaki wniosek z dzisiejszej wycieczki?
Nie da się wszystkiego idealnie zaplanować i w trakcie takiej wielkiej trasy zawsze wyskoczy coś niespodziewanego.
Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło prawda?
No bo kto miał okazję być przy kanionie trzy razy? Ja :D
"I nevery worry when I get lost. I just change where I want to go."