Jak najlepiej uciszyć dziecko i mieć je z głowy?
Albo jeśli jest jakiś problem i trzeba go jakoś przebić?
W "naszym" domu kupuje się zwierzaki.
Jak przyjechałam to były dwa psy, dwie świnki morskie i kot.
Stan:5
Potem hostka poszła po zakupy do spożywczego i jakimś cudem, tak po prostu wróciła z królikiem....
Stan: 6.
Następnie jeden pies zdechł, więc żeby się bilans zgadzał, natychmiast pojawił się nowy.
Stan: 6
Wtedy jedna ze świnek też się przeniosła do krainy wiecznej sałaty
Stan: 5.
No i dziś do ZOO dołączyło kolejne zwierzątko. Chomik.
Stan: 6.
Skąd się wziął chomik?
Młodemu się tak z dnia na dzień uwidziało, że go chce.
Jako swoje własne zwierzątko, które będzie trzymał u siebie w pokoju.
Chodził, marudził i stękał niesamowicie, więc hości stwierdzili, że mogą go trochę pomęczyć tzn, wszystko co miał Młody robić było na zasadzie: jak nie zrobisz tego i tego, to nie dostaniesz chomika/ jak zjesz cały obiad, do dostaniesz chomika/ itp itd.
I tak przez 3 tygodnie aż do dziś.
Młody już 5 dni wcześniej miał wymyślone imię i nie mógł się doczekać kiedy go u siebie w pokoju postawi.
I tym sposobem trafił do nas Chewy.
Jak na chomika jest wielki.
Na dodatek Młody napakował mu do klatki tyle rzeczy do biegania i rozrywki, że to biedne zwierzątko nie ma się jak obrócić.
Plus te wszystkie tuby, tunele, które kupili są za małe dla tego rodzaju chomika więc nie ma szans, żeby prw nich biegał.
Największe jajca były w nocy.
Siedzę w swoim pokoju i mam otwarte drzwi, żeby Sierściuch sobie wchodził i wychodził.
A tu nagle kocur wpada i biega po pokoju w kółko i widze, że coś goni i na coś poluje.
Wzięłam kapcia-mordercę, bo byłam przekonana, że goni albo jakiegoś szczura albo tarantulkę...
Dzielnie się czaję a tam.... CHOMIK!!
Nawiał z klatki!
Nie mam pojęcia jak!
I kotek mój kochany przegonił gryzonia przez całe piętro, prosto do mojego pokoju...
A miał tyle drzwi po drodze pootwieranych i mógł go na schody też zagonić, ale nie.
Przyprowadził go do mnie do pokoju.
Na szczęście nie w pysku, tak jak to ma w zwyczaju przynosić skarpetki pod moje drzwi :)
Więc złapałam zbiega i zaniosłam do klatki.
W sumie gdybym go nie zauważyła to myślę, że było by po chomiku.
Hostki nie było w tym czasie, więc jak wróciła to jej mówię co się stało i, że uratowałam Chewy'ego,
a ona tylko " oh takie to śmieszne zwierzątko jest..."
Nawet nie powiedziała dziękuję...
134/365
Ostanio mega dużo pracuję wieczorami.
Zwłaszcza we wtorki, bo hostka jeździ na swoje parenting class- jak być dobrym rodzicem.
Po tym jak zachowuje się w domu stwierdzam, że jeździ tam tylko, żeby uspokoić swoje własne sumienie.
Bo zamiast spędzać 4 godziny na takim kursie, mogłaby po prostu dla odmiany zająć się dziećmi.
Które w tym czasie spragnione przytulania leżą o tak na swojej niani zamiast na rodzicach:
Leżeli tak na mnie dwie godziny.
Gadaliśmy sobie na różne tematy, oglądaliśmy " The Voice" plus obowiązkowo drapanie po plecach i przytulanie:)
Jak już pisałam na facebooku: ona chodzi na te mega drogie zajęcia, gdzie jej mówią co ma dać dzieciom.
A ja jej to mogę powiedzieć za darmo: dać im miłość i swój czas.
I za to kocham Moją Mamę :) 135/365
Rada dla wyjeżdżających do USA: nie przywoźcie ze sobą dużo rzeczy!
Ameryka to kraj przecen.
Wszędzie. Ciągle. Wszystko.
Na początku rzucałam się na każdą przecenioną rzecz, bo nie wierzyłam, że coś może być tak tanie i na pewno zaraz tą cenę zlikwidują.
Błąd.
Wyprzedaże są non stop, w każdym sklepie.
Dzielą się tylko na duże i na mega duże.
Można się ubrać na prawdę porządnie, w markowe rzeczy za małe pieniądze.
Ja osobiście markowych nie szukam, bo nie istnieje dla mnie coś takiego jak metka.
Nie widzię różnicy w trampkach Converse a trampkach, które mam od 5 lat kupionych za 10 zł na hali targowej w Gdyni.
Mój Sioster twierdzi inaczej i ciągle się o to sprzeczamy:P
Więc ja sobie chodzę w tych moich ruskich trampkach a jej wysyłam z USA torebeczki z Victorii Secret, trampki Converse i inne " metkowce" :)
Ja się zadawalam rzeczami z przecen np takich jak ta:
0,47 $ za koszulkę.
To się nazywa przecena prawda?
Tylko trzeba być cierpliwym i zaglądać co jakiś czas do sklepów.
Mnie znajoma nauczyła kupować na przecenach tak, że gdy widzę t-shirt za 10 $ to uważam, że to za dużo i czekam aż spadnie do 5-7 $.
Żadna koszulka, którą tu kupiłam nie kosztowała więcej niż 10$.
Kurtki zimowe kupiłam w markowych sklepach na przecenach na wiosnę: obie przecenione z ponad 200$ na 14$ i 20$.
Torebki: max 10$.
Spodnie: żadne nie przekroczyły 15$.
Bielizna z VS: co pół roku robią przeceny gdzie można kupić gatki za 3$ i staniki za 15-20$
Jedyna rzecz na której nie oszczędzam to buty.
Tzn zawsze szukam dobrej promocji, ale jestem w stanie zapłacić trochę więcej, jeżeli leżą idealnie.
Więc w USA zdecydowanie najdroższym zakupem były adidasy: jedne za 50$ -zasuwam w nich 2 lata codziennie i ostatnio za 35$ też adidasy takie do biegania ( które okazało się w Polandii kosztują ok 300zł! a ja je kupiłam za ok 120...).
Więc na prawdę szczerze i dobrze wam radzę: nie brać za dużo ciuchów, butów, torebek!
Ja w PL nie cierpiałam chodzić po sklepach, a tu to sama przyjemność :)
Więc ktoś, kto lubi shopping z natury, będzie się czuł tu jak w raju.
136/365
Młoda zaczyna bardzo przeżywać mój wyjazd...
Ponieważ jest nieśmiała, skryta i nie lubi otwarcie mówić co czuje to wyraża się za pomocą piosenek.
Każdą, którą śpiewamy przerabia na coś z ANIA w tekście.
Dziś zabrała się za Bruno Marsa " Just the way you are"
Chodzi, wymyśla i śpiewa non stop.
Przerobiła m.in " Hey there Delilah" , " The lion sleeps tonight" i wiele wiele innych.
Do każdego kawałka jest też odpowiednia choreografia i strój.
Czasami aż chce mi się płakać jak mi tak śpiewa...
To musi być straszne dla dzieci, że mają kogoś, kto spędza z nimi całe dnie, wychowuje ich, oni się przywiązują, ufają i bach.
Koniec.
Nowa niania.
Po roku bach- kolejna.
I co chwilę mają kogoś nowego, kto wprowadza swoje własne zasady, muszą się na nowo ze sobą poznawać i jak już coś zacznie między nimi "klikać" - bach, nowa niania.
Dorosłym jest ciężko tak się przestwiać, a co dopiero dzieciom!
137/365
Lubię piątki.
Nie tylko ze względu na to, że jest to ostani dzień pracy.
Od jakiś dwóch miesięcy robię gremlinkom Ania's Crazy Friday.
Tzn po szkole robimy coś szalonego, albo organizuję playdates w parku, albo idziemy na kręgle.
Plus zawsze mamy coś słodkiego: idziemy na frozen yogurt/prawdziwe lody/gigantyczne smoothie itp.
I parę razy byliśmy na lunchu w jakimś innym miejscu niż organiczna pizza albo burrito.
Dzisiaj, ponieważ do końca zostało mi juz nie wiele i nie mam nic do stracenia, i nie obchodzi mnie co hości mi nagadają, zaciągnęłam dzieciaki do miejsca, gdzie mogły zjeść coś o czym zawsze marzyły.
Zabrałam ich do naleśnikarni, gdzie zamówili sobie gigantyczne naleśniki wypełnione truskawkami i NUTELLĄ, której nazwy nawet nie można wymawiać w domu, bo hostce się cukier do samego słuchania podnosi :P
Do tego posypane cukrem pudrem,polane czekoladą plus bita śmietana.
Nigdy nie zapomnę miny Młodego, kiedy kelner przyniósł jego nalesnik i postawił go przed nim.
Młody złapał widelec i trzymając go w powietrzu, przez kilkanaście sekund z wieeeelkiem wytrzeszczem gapił się na talerz!
Jego uśmiech był tak niesamowity i biło z niego takie szczęście, jakiego jeszcze nigdy u niego nie widziałam.
Młoda tak samo.
Po całej chwili tego zamarcia rzucili się na te naleśniki i w kilka minut nie było po nich śladu.
Młody dokończył jeszcze naleśnika koleżanki ze szkoły, która miała z nami playdate.
Był cały umorusany czekoladą i oczy miał nadal jak pięciozłotówki.
Jak szliśmy potem do parku to całą drogę mnie trzymał za rękę i grzecznie szedł.
Ileż to można radości sprawić zwykłym naleśnikiem z nutellą :)
138/365
Od momentu kiedy kupili Mini Van, czyli od stycznia, panują nowe zasady dot używania przeze mnie auta.
Jeżeli przykładowo chce sobie w sobotę pojechać do sklepu po waciki, na lunch, czy gdziekolwiek, to muszę o tym ich poinformować mailowo do max czwartku.
Muszę też napisać gdzie chcę jechać, gdzie będzie samochód i ile mil od domu jadę.
Zdarzyło mi się pary razy, że wyskoczyło mi coś niespodziewanego w sobote, i dowiedziałam się o tym dopiero w piątek wieczorem, to gdy pisałam maila do hosta, zawsze w odpowiedzi dostawałam, że on się czuje zdezorientowany, i że muszę z wyprzedzeniem takie rzeczy mówić, bo on sobie musi zaplanować jakim autem akurat będzie miał ochotę zawieźć Młodego na kung fu.
Bo jak tłumaczył przecież może się zdarzyć, że on i hostka będa potrzebować wszystkich trzech aut....
Tak-ich dwójka musi mieć trzy auta.
Bo chyba hosta wielkie rozbuchane EGO musi jechać osobnym autem, bo z nim to się raczej w jednym nie zmieści...
I od kiedy mamy Mini Van, okazało się, że on nie może już pojechać do sklepu po zakupy jego BMW, tylko musi MiniVanem.
Mimo, że jedzie np tylko on i Młody.
Na dodatek moje maile nie mogą brzmieć: potrzebuję auto na weekend, które mogę wziąć? dziękuję.
Jak to powiedział na naszej rozmowie z LC (kiedy to prawie chciał mnie wyrzucić z domu): maile muszą mieć formę uprzejmie proszącą, niezakładającą, że samochód dostanę, ponieważ jest to przywilej i jeśli on stwierdzi, że ma takie widzimisię, że potrzebuje auta to mam sobie sama jakoś poradzić.
Więc moje prosby o auto brzmią tak: " chciałabym w sobotę pojechać po waciki i na lunch z koleżanką o godzinie XXXX. Będę w okolicach Walnut Creek cały dzień. Czy jest możliwe, żebym wzięła jeden z samochodów? Z góry dziękuję, Ania" lub " chciałabym pojechać w niedzielę popływać z delfinami, to wesołe miasteczko jest oddalone o 35 mil od domu, czy jest szansa, że mogłabym dostać jedno z aut? Samochód będzie zaparkowany na parkingu w parku"
Po 1,5 roku chodzenia jak w zegarku, gdzie nic nigdy nie zrobiłam z samochodem, nie wróciłam nie wiadomo kiedy itp muszę się teraz płaszczyć za każdym razem jak chcę wyjśc z domu w weekend.
W kraju gdzie bez auta ani rusz!
Z tego naszego zadupia nawet na rowerze nie zjadę do sklepu, ani nie dojdę na piechotę, a taxi kosztuje 25$.
Gdybym taką akcje miała od początku to szybko bym podziękowała.
Więc taka rada dla wybierających się jako au pair: dopytajcie się baaaaaaaaaaaaaaaaaaaardzo szczegółowo jak będzie wyglądała sytuacja z autem.
Kiedy możecie używać, ile, czy sa limity na odgległości, czy są miejsca w które hości nie chcą żebyście jeździli ( w moich okolicach popularny jest zakaz jeżdżenia do San Francisco autem, ale to akurat popieram w 100% :P byłam w SF autem dwa razy- myślałam, że zejdę na zawał. )
Nie liczcie na autobusy.
Tu nie istnieje komunikacja miejska.
Zwłaszcza w okolicach SF/East Bay.
Autobusy są tylko w centrum SF.
Większość przedmieść jest tak położona, że nie ma szans dojechać gdzieś na rowerze.
Tylko samochód wchodzi w grę.
Tak więc jeszcze raz powiem jasno i wyraźnie: dopytać się dokładnie o auto!
I nie słuchać hostów, jak powiedzą, że oczywiście jak tylko będziecie potrzebowali gdzieś pojechać to was podrzucą, odbiorą i ach och.
Może raz czy dwa to zrobią.
Ale wy będziecie chcieli wychodzić, zwiedzać, spotykać się co chwilę ze znajomymi a oni nie będą robić za waszych szoferów i was ciągle odbierać.
Zresztą wam też będzie głupio tak za każdym razem ich o to prosić.
Ja się muszę teraz co weekend płaszczyć przed hostem i stresować co on znowy wymyśli, i jaki samochód mu będzie akurat pasował do humoru.
I potem dostaję takie smsy.
Wszystkie w ciągu 2 minut:
Prawda, że można oszaleć?
Zamiast powiedzieć, że ok cały weekend używasz ten i tan a my tamten, albo my w sobotę bierzemy mini van to weź sobie bmw, to on robi loterię i co chwilę zmienia zdanie...
139/365
Dziś siedziałam cały dzień w domu.
Robiłam porządki, wyrzucałam rzeczy, bo za tydzień pakuję się już tak wyprowadzkowo.
Na dworze były 32 C, więc jak wszyscy sobie wyszli to skorzystałam z okazji i poszłam się poopalać na balkon.
Potem zachciało mi się poleżeć na brzuchu, ale niestety cały taras był obsikany przez psy, którym nie chce się schodzić na dół pod balkon, więc nie było jak się położyć.
Więc wykorzystałam stół, który stoi na tarasie od roku a i tak nikt na nim nie je i nikt go nie używa.
Nakładałam ręczników, koców i się wywaliłam.
A co!