Przez 12 najbliżych śród będę jeździć do SF na bardzo mądrze brzmiący kurs:
Grammar, Mechanics and Usage for Editors.
Cóż to takiego?
Jest to pierwszy z czterech etapów by zostać edytorem tekstów.
Na tym kursie uczą poprawiać teksty w języku angielskim, wyszukiwać wszelkie możliwe błędy i jak używać znaków korektorskich.
Kobitka, która tego uczy wygląda jak Sybilla z Harrego Pottera:
GRAMMAR, GRAMMAR EVERYWHERE!!!!
A to czego uczy to istna czarna magia.
Na dzień dobry trzeba było wypełnić ankietę z pytaniami typu: kiedy ostatni raz uczyłeś się gramatyki i budowy zdań etc, dlaczego chcesz być na tym kursie, czy miałeś już styczność z edytowaniem tekstu i co w gramatyce sprawia ci największe problemy.
Następnie rozdała nam milion kartek z zasadami obowiązującymi na kursie oraz rozpiskę tego, czego będziemy sie uczyć.
Od razu z Patrycją zauważyłyśmy, że wg. rozkładu dziś ma być test sprawdzający naszą wiedzę.....
I był.
Kiedy dostałyśmy kartki z zadaniami, wyglądałyśmy mniej więcej o tak:
Zadanie pierwsze: ok 40 zdan do poprawienia.
Interpunkcja, gramatyka, szyk zdania, literówki.
Haczyk: tylko dwa zdania są dobre.
Czytam, czytam, naczytuję, obczytuję.
Houston mamy problem... bo w sumie to 3/4 zdań wygląda dobrze.
Patrzę na Patrycję.
Czyta, czyta, naczytuje, obczytuje, stęka.
Znaczy, że ma ten sam problem.
Natrzaskałam przecinków, cudzysłowów, znaczków, gwiazdeczek, półksiężyców ile się da
i dalej: kolejne zadanie.
Dwadzieścia słów. Zaznaczyć literówki.
To myślę: o, łatwe będzie, bo dobra jestem w literki .
Czytam, czytam, naczytuję, obczytuję.
I nie jestem pewna, czy niektóre wyrazy są w ogóle po angielsku....
Zaznaczyłam ufając mojej ortograficznej, językowej intuicji.
Patrzę na Patrycję.
Czyta, czyta, naczytuje, obczytuje, stęka.
I zakreśla jak szalona co drugie słowo.
Jak liczby w totka.
Na ślepo.
Ok, zadanie trzecie.
Poprawić kolejne 15 zdań.
Niektóre są dobrze, niektóre są źle, a niektóre są @$%%#^#&^$#@.
Patrzę na Patrycję.
Czyta, czyta, naczytuje, obczytuje, stęka.
A może to tylko ja tak głośno stękam?
W trakcie naszej intelektualnej katorgi zostaliśmy poinformowani, że mamy jeszcze napisać esej, dlaczego chcemy się uczyć akurat na tym kursie.
Ochh dużo jak na pierwsze zajęcia....
Kto skończył mógł wyjść wcześniej.
Zgadnijcie kto się zerwał pierwszy.
Tak.
Dobrze zgadliście.
Oczywiście wyszłyśmy załamane.
Sybilla załamie się jeszcze bardziej od nas, gdy zacznie czytać nasze prace.Wstyd tym większy, że na samym początku powiedziała, iż nie jest to kurs ESL (English as a Second Language) i trzeba być very very good at grammar.
Po jej zajęciach zdecydowanie cofnęłam się do etapu: me start grammar english learn.
Będzie bardzo ciężko.
Babka jest wymagająca, materiał trudny nawet dla amerykanów, a co dopiero dla obcokrajowców.
Ale kto nie da rady - ja? JA?!
Challenge accepted.
Jeszcze informacja pod au pairskim kątem: kurs daje mi 30h lub 2 kredyty.
Kosztował 600$, czyli i tak stówkę dopłaciłam.
Jak uda mi się w miarę przyzwoicie przejść ten kurs, to w następnym semestrze pójdę na kolejny poziom wtajemniczenia edytorskiego :)
Koniec na dziś. Kropka.